5.01.2015

Rozdział 19



EDIT: W związku z tym, że nie mam w ogóle czasu, by dodać rozdział 20 oraz piszę na telefonie i nie mam jak dostać się do laptopa, postaram się w przyszłym tygodniu dodać post. Przepraszam was najmocniej. Być może postaram się dokończyć 20 rozdział, nic nie obiecuję. Jeszcze raz przepraszam.

Beta: Aranel



Myślę, że strach, jaki odczuwa człowiek stojący nad przepaścią, w rzeczywistości jest raczej tęsknotą. Tęsknotą za tym, żeby rzucić się w dół — albo lecieć z rozpostartymi ramionami.





— Co ty wyprawiasz do cholery? — powiedziała, gdy tylko znalazły się w łazience.
— Ellie, taka okazja rzadko się zdarza, musiałam się zgodzić.
— Nie powinnaś. — Pokręciła głową.
— Chciałam tego, okej? Muszę gdzieś wyjść i przestać o tym myśleć. Nawet nie wiesz, jak źle się z tym wszystkim czuję. — Westchnęła.
— Chciałaś odreagować, okej, ale są na to inne sposoby.
— Na przykład?
— Na razie nie mogę wymyśleć nic konkretnego, ale na pewno by się coś znalazło. Nie musimy tam iść.
— Wiesz, nawet nie spytałaś, kogo to będzie koncert.
— Skoro nie idziemy, to nie muszę wiedzieć. — Wzruszyła ramionami.
— Na pewno?
— Jak bardzo chcesz mi to powiedzieć? — Zaśmiała się.
— Bardzo. — Uśmiechnęła się. — To koncert Eda Sheerana.
— E—eda? — zapytała zaskoczona. — Oh. — Tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Jego imię już od dawna wywoływało u niej szybsze bicie serca. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że Ellie była w nim, niemalże, zakochana. Uwielbiała słuchać jego piosenek. Boże, ten rudzielec miał naprawdę niesamowity głos, a Ellie od dawna planowała wybrać się na jego koncert. Cóż, po raz pierwszy przytrafiła jej się taka okazja, z której niestety będzie musiała zrezygnować, dla dobra przyjaciółki.
— No trudno, innym razem. — Wymusiła lekki uśmiech, nim wyszła  z łazienki.
— Trudno? Ellie, wiem, że go ubóstwiasz. Sama mi to przecież kiedyś mówiłaś.
— Tak, ale…
— Jak bardzo tego chcesz?
— Co?
— Jak bardzo chciałabyś iść na jego koncert?
— Um…
— Odpowiedz — powiedziała stanowczo.
— Bardzo, okej? Zawsze chciałam go zobaczyć na scenie, podobno to lepsze, niż oglądanie koncertów w internecie. — Wzruszyła ramionami.
— Sama widzisz. Ellie, musimy tam iść. Louis powiedział, że będzie potem jakaś impreza, na której będzie również Ed.
— A bilety?
— Co bilety?
— Przecież, żeby wejść na jakikolwiek koncert, trzeba mieć na niego bilety, prawda?
— No tak, ale Louis powiedział, że wszystko załatwi. Wierzę, że mu się uda.
— A jak nie?
— To nie, będziemy mogły robić inne rzeczy, sama tak powiedziałaś. —Zaśmiała się, na co blondynka prychnęła pod nosem.
— Gdzie będzie ten koncert?
— Z tego, co usłyszałam, to w Cambridge.
— Godzina drogi. — Kiwnęła głową w zastanowieniu. — I niby kiedy wyjedziemy z Londynu?
— Zaraz po lekcjach.
— Dobrze, że dowiedziałam się o tym teraz.
— Trzeba było się nie spóźniać. — Wytknęła jej język. (?)
— Zaspałam i… — Momentalnie posmutniała. — Nie mogę nigdzie wyjść dzisiaj.
— Co? Dlaczego? Przecież…
— Zapomniałam o Oscarze. Katy wróci dopiero późnym wieczorem, a ja nie zostawię go samego w domu.
— Na pewno nic się nie da zrobić? Może masz jakąś rodzinę w pobliżu i…
— Przepraszam, możesz pójść sama, jeśli chcesz. Przeboleję to.
— Skoro ty nie jedziesz, to i ja. — Uśmiechnęła się.
Ellie pokręciła głową i ruszyła w stronę klasy.
Było jej naprawdę przykro, bo, nie dość że sama nie mogła pójść na swój wymarzony koncert, to i Jane zrezygnowała z niego dla niej. Chciała zaprzeczyć, jednak wiedziała, że blondynka nie dałaby się tak łatwo i, tak czy tak, zostanie przy swoim.
 Blondynka chciała jak najszybciej poinformować Louisa o całej tej sytuacji. Musiał dowiedzieć się o tym niezwłocznie, ponieważ koncert był już dzisiaj i mógł przez ten czas znaleźć kogoś na zastępstwo. Kiedy w końcu zauważyła chłopaka, od razu do niego podeszła z zamiarem wytłumaczenia mu wszystkiego.
— Louis, niestety, ale…
Wypowiedź dziewczyny przerwał głośny dzwonek, który rozbrzmiewał po korytarzu jeszcze przez jakiś czas. Wystarczająco, by brunet i zniknął. Ellie prychnęła pod nosem, nim nie odwróciła się, napotykając zniecierpliwiony wzrok nauczyciela.
— Przepraszam, już wchodzę — mruknęła.
Wzrok wszystkich uczniów skupił się na jej osobie, przez co spuściła głowę. Usiadła w ławce, wyjęła książki i starała się wsłuchać w głos pana Rogersa, jednak nie potrafiła się zbytnio skupić, co spowodowało westchnięcie z jej ust. Mężczyzna spojrzał się na nią zirytowany, a na jego czole pojawiła się zmarszczka.
— Coś nie tak, panno Martin?  — zapytał podejrzliwie.
— Nie, wszystko dobrze — odparła niepewnie.
— W takim razie, zapraszam do tablicy i proszę zrobić zadanie siódme, skoro  panienka już wie, jak je wykonać. — Uśmiechnął się triumfalnie do blondynki, po czym usiadł na obrotowym krześle.
Ellie przewróciła oczami, tak by nauczyciel nie zauważył i szybkim krokiem podeszła do tablicy. Chwyciła w dłoń kredę i zaczęła rozpisywać rozwiązywać zadanie. Po kilku minutach spojrzała wyczekująco na mężczyznę, który tylko machnął dłonią, by wróciła do swojej ławki. To sprawiło, że nie wiedziała czy ćwiczenie było dobrze wykonane czy źle, jednak miała nadzieję, że zadanie wykonała prawidłowo.
— Szczerze mówiąc, to z chęcią postawiłbym ci jedynkę, lecz wszystko zrobiłaś bez zarzutu. — Westchnął. — I żeby to było mi ostatni raz. Numer szósty do tablicy — powiedział głośno.
Blondynka, korzystając z nieuwagi pana Rogersa, wyrwała kartkę z zeszytu, nabazgrała na niej krótkie zdanie, po czym zwinęła ją.

Nie mogę dzisiaj wyjść, sorry.

— Louis — szepnęła, tak by ją usłyszał.
Chłopak zerknął na nią, podnosząc jedną brew do góry. Ta przyłożyła palec do swoich ust, by pozostał cicho. Podała mu pogniecioną kartkę, siadając wygodnie na krzesełku, by nie dać nic po sobie poznać, kiedy mężczyzna przeniósł na nią wzrok. Uśmiechnęła się do niego, na co on tylko pokręcił głową i spojrzał na dziewczynę, która dalej męczyła się przy tablicy.
— Wracaj już do ławki. Jedynka, oczywiście do poprawy. — Pochylił się nad dziennikiem, wpisał ocenę i uśmiechnął się. — To będzie świetny dzień — rzekł, zakładając dłonie na brzuchu. — Następny!
Ellie pokręciła głową, nim nie poczuła dotknięcia w ramię. Brunet pośpiesznie wsunął kartkę w dłoń dziewczyny i zajął się pisaniem w zeszycie. Blondynka ostrożnie rozwinęła papierek, czytając niewyraźne pismo.

Dlaczego? Słyszałem, że lubisz Eda. Stało się coś?

Cicho westchnęła, nim nie sięgnęła po długopis.

Nie mam z kim zostawić Oscara. Przepraszam, zupełnie o nim zapomniałam.

Z powrotem zwinęła kartkę, dyskretnie przekazując ją Louisowi. Posłała mu przepraszający uśmiech i z powrotem spojrzała się na tablicę, gdzie pan Rogers tłumaczył zadanie jednemu z uczniów. Zdziwiona zauważyła, że tą osobą była Alice, w, jak zwykle, bardzo skąpej sukience. Ellie nie potrafiła tego zrozumieć. Przecież w takim stroju ani nie wygląda się dobrze ani seksownie, zapewne miała to na myśli ubierając tą kieckę. Jak ona może w tym chodzić i oddychać? — było to jedno z wielu pytań, które krążyły po głowie blondynki.
— Psst — usłyszała.
Wyciągnęła tylko dłoń, w którą chwyciła papierek.
Na pewno nie da się nic z nim zrobić?
Ellie pokręciła głową. Sięgnęła po długopis, chcąc odpisać chłopakowi, jednak przerwał jej dzwonek. Wrzuciła kartkę do piórnika, po czym spakowała się z zamiarem wyjścia z klasy.
— Panno Martin, czy mogłaby panienka poczekać przez chwilę? — Po klasie rozległ się donośny głos nauczyciela. — Pan też, panie Tomlinson.
Zdezorientowana blondynka odwróciła się w stronę mężczyzny. Louis był w podobnej sytuacji.
— Nie życzę sobie przesyłania liścików w czasie lekcji. Próbowaliście to robić dyskretnie, lecz mojemu, jeszcze dobremu, wzrokowi nic się nie ukryje. Więc, jeśli jeszcze raz was zauważę, to, z wielką przyjemnością, rozkażę przeczytać wam ich treść na głos, przy całej klasie. Zrozumiano?
Oboje skinęli głową i jak najszybciej wyszli z klasy. Ellie odetchnęła z ulgą, ponieważ, na szczęście, skończyło się tylko na tym. Znała już pana Rogersa bardzo długo i wiedziała, że często potrafił być podły i złośliwy, kiedy ktoś go zdenerwuje i naprawdę niewiele brakowało, by i ich spotkał okrutny los.
— Czego ten szalony profesorek od was chciał? — zapytała Jane, kiedy dotarli pod klasę, gdzie miała zacząć się następna lekcja.
— Przepraszam — powiedziała Ellie, nie zwracając uwagi na blondynkę.
— Za co? — Zdziwił się, a na jego czole pojawiła się urocza zmarszczka. Zaraz, urocza?
— Powinnam poczekać do przerwy. — Westchnęła.
— Nic poważnego się przecież nie stało, prawda? — spytał, na co skinęła lekko głową.
— Ktoś powie mi o co chodzi? — Oburzyła się Jane. — Jak zwykle — każdy ma przede mną tajemnice.
— Przesadzasz. — Przewróciła oczami. — Napisałam do Louisa, że nie idziemy z nim na koncert i Rogers to zauważył, ale miał dzisiaj chyba dobry humor, bo nic nam takiego nie zrobił.
— Właśnie! Co z koncertem?
— Nie mogę. — Wzruszyła ramionami i usiadła na ławce.
— Może ktoś mógłby się nim zająć?
— Niestety, Katy pracuje do późna i muszę się nim opiekować.
Między trójką zapadła cisza. Każdy był pogrążony we własnych myślach. Louis zastanawiał się, co mógł zrobić, by Ellie zgodziła się z nimi pojechać. Nagle jego twarz rozjaśniła się, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Wstał z ławki, zaczynając się śmiać, sam z siebie. Dziewczyny spojrzały się na siebie zdziwione.
— Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej. — Kręcił głową, śmiejąc się pod nosem.
— Louis, coś nie tak? — spytała się Jane, widząc jego dziwne zachowanie.
— A co jeśli Oscar zostałby u mnie? — zapytał niespodziewanie.
— Przecież…
— Daj mi skończyć. — Przerwał jej. — Mojej mamy nie ma, ale jest Lottie, która i tak ma się zająć bliźniaczkami, więc…? — Podniósł jedną brew do góry, oczekując odpowiedzi.
— Nie wiem. — Westchnęła, drapiąc się po głowie. — A twoja siostra poradzi sobie z nimi?
— Będą się bawić, więc nie sądzę, by mieli jej przeszkadzać. — Wzruszył ramionami. — Ellie, zgódź się!
— Właśnie! To bardzo dobry pomysł. Dziwię, dlaczego ty na to wpadłeś. — Zaśmiała się, a blondynka razem z nią.
— To nie było miłe, wiesz?
— Wiem. — Uśmiechnęła się, klepiąc go po ramieniu.
— Nie wiem, dlaczego akurat ciebie tam zabieram. — Pokręcił głową.
— Bo mnie kochasz, to oczywiste. — Przewróciła oczami.
— Tak, na pewno. — Tym razem to on dotknął jej ramienia, uśmiechając się pocieszająco.
— Zgadzam się — usłyszeli cichy głos Ellie.
— Powtórzysz, bo nie dosłyszałem.
— Zgadzam się — powiedziała pewniej, po czym wstała z ławki. — Zawsze chciałam pojechać na jego koncert i nie mogę zmarnować takiej okazji.
W pewnym momencie poczuła, jak Jane ją przytula i mówi tyle słów, których nie była w stanie zrozumieć. Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na Louisa. Była mu naprawdę wdzięczna.
— Dziękuje — wyszeptała.
Chłopak skinął głową, po czym wskazał na Josha i udał się w jego stronę. Ellie została wypuszczona z objęć Jane, ale uśmiech wciąż był widoczny na jej twarzy. Wiedziała, że to może w jakiś sposób pomóc blondynce, ale też zaszkodzić. Jednak jej szczęście, było ważniejsze niż zdrowy rozsądek, mimo wszystko.


***


— Cześć Lottie. — Uśmiechnął się, podchodząc do dziewczyny.
— Czego chcesz, jestem teraz zajęta — warknęła, odsuwając telefon od ucha.
— Czy ja zawsze…
— Nie przeciągaj tego, Louis. Powiedz o co ci chodzi i wyjdź.
— Bliźniaczki i Fizzy zostają z tobą, tak? — spytał, choć dobrze wiedział, jaka będzie jej odpowiedź.
— I co w związku z tym, hm?
— Bo… pamiętasz Oscara?
— Coś kojarzę, ale… — Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. — Już wiem! To ten chłopak z klasy Daisy i Phoebe. Tylko…
— Tylko co?
— Nie rozumiem, po co mi to mówisz.
— To bardzo proste. — Usiadł naprzeciwko niej. — Jego siostra jedzie ze mną na koncert i nie ma nikogo, kto mógłby się nim zająć, a że ty…
— Wybij to sobie z głowy — przerwała mu.
— Boże, Lottie. Co ci szkodzi? Ty będziesz w jednym pokoju, a oni w drugim. Zajmą się sobą, a ty będziesz miała czas dla siebie.
— Dobra — powiedziała, a Louis odetchnął z ulgą. — Ale będziesz musiał bardzo się postarać, żeby mi to wynagrodzić. — To sprawiło, że jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
— Czego chcesz?
— Może grzeczniej? — Zaśmiała się. — Jeszcze nie wiem, zastanowię się, jak wrócisz.
— Przywiozę go niedługo — mruknął, kiedy wstał z łóżka.
— Louis — zatrzymała go dziewczyna. — Dlaczego się tak starasz?
— Dziękuje, Lottie. — Uśmiechnął się i jak najszybciej wyszedł z jej pokoju. Był tchórzem.


***


— Jane!
— Ale ja naprawdę nie wiem. — Westchnęła, zakrywając twarz poduszką.
— Powinnaś — burknęła, siadając bezsilnie na łóżku. — Przepraszam, ale… boże, to, prawdopodobnie, najważniejszy dzień w moim marnym życiu, a ja jestem w totalnej rozsypce. — Spojrzała się na dziewczynę.
— Ellie, na początku powinnaś się uspokoić i postarać się tego tak nie przeżywać.
— Ale Jane! To Ed, Ed Sheeran! W końcu go spotkam, a ja nie wiem nawet, w co mam się ubrać i jak zachować.
— Louis będzie tu za piętnaście minut— mruknęła.
— Nie zdążę. — Pokręciła głową.
— Chodź. — Westchnęła, łapiąc ją za rękę i prowadząc do szafy. — Możesz założyć te spodnie i ten sweter. — Podała jej ubrania. — Będziesz wyglądać w tym bardzo dobrze, uwierz mi.
— Dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej? — spytała, na co blondynka przewróciła oczami.
— Nie marudź, tylko idź się przebierz, bo w ręczniku raczej nie pojedziesz. — Puściła jej oczko i rzuciła się na łóżko.
Wyjęła komórkę, sprawdzając wiadomości. Momentalnie posmutniała, kiedy zauważyła na ekranie wiadomość od ojca. Otworzyła ją i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie powinna tego robić. Jej oczy zaszkliły się, jednak nie pozwoliła, by łzy wydostały się na zewnątrz. Zamrugała kilkakrotnie, by pozbyć się pieczenia i spojrzała na Ellie, która uśmiechnięta szła w jej stronę. Wszystko dla dobra przyjaciółki. Odwzajemniła uśmiech.
— Chyba powinniśmy już iść — powiedziała, kiedy usłyszała klakson auta.
— Pójdę tylko po Oscara i możemy jechać. — Blondynka skinęła głową i wyszła na zewnątrz.
Ellie weszła do pokoju chłopca. Zauważyła blondyna na łóżku, który pisał coś w notesie i jednocześnie pakował ubrania do torby. Dziewczyna odchrząknęła, przez co Oscar podskoczył ze strachu. Gdy zobaczył, że to tylko jego siostra, odwrócił się i dokończył, to co robił od ponad godziny.
— Oscar, wiesz, że jedziesz tam tylko na jedną noc? — spytała, widząc jego dużą torbę.
— Tak, ale mam tu wszystkie niezbędne rzeczy, bez których z pewnością nie przeżyję tej jednej nocy. — Wzruszył ramionami.
Blondynka ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Wybełkotała tylko ciche ‘okej’ i poszła za chłopcem. Pomogła mu zanieść torbę do samochodu, ponieważ szło mu to bardzo kiepsko. Ellie zajęła miejsce z tyłu auta, zaraz obok Oscara.
— Nie pytajcie — szepnęła, gdy zdezorientowane spojrzenie dwójki padło na nią.
Louis skinął głową, po czym odpalił silnik i ruszył z podjazdu. Włączył radio, a gdy pierwsze słowa piosenki zabrzmiały, Ellie warknęła zirytowana. Chłopak zaśmiał się z reakcji blondynki, zerknął na nią jeszcze raz i nim się obejrzał, byli już pod jego domem. Wraz z Ellie wysiadł z auta, by wspólnie odprowadzić Oscara w ręce Lottie.
— Po co wziąłeś taką dużą torbę na tylko jedną noc? — spytała na początku, kiedy zauważyła chłopca, na co ten pokręcił głową i wszedł do środka.
— Dziękuje, że się nim zajmiesz — powiedziała Ellie, uśmiechając się do dziewczyny. — A tak w ogóle, to jestem Ellie. — Podała jej rękę, którą uścisnęła i trzymała jeszcze przez kilka minut.
— Nie spotkałyśmy się kiedyś przypadkiem? — Spojrzała na nią podejrzliwie.
— Nie, myślę, że nie. — Wzruszyła ramionami.
— Ale…
— Mamy niecałe dwie godziny do rozpoczęcia koncertu, sądzę, że powinniśmy już jechać — wtrącił się Louis.
— Prawie zapomniałam. — Chwyciła się za głowę. — Miło było cię poznać — powiedziała na odchodne.
— Tak, ciebie też — powiedziała cicho, wpatrując się w dziewczynę.
— Lottie, jakby coś się działo, to masz dzwonić, tak?
— Tak, jasne. Miłej zabawy — mruknęła, odwróciła się na pięcie i weszła do domu, zamykając drzwi przed nosem chłopaka.
Louis prychnął pod nosem, po czym wrócił do samochodu.
— Gotowe? — Uśmiechnął się szeroko, nim nacisnął pedał gazu.


***


— Louis, jeśli zaraz nie znajdziesz tego cholernego miejsca, to wysiadam i sama tam pójdę — warknęła Jane.
— Nie widzisz, że wszystko jest pozajmowane? — powiedział równie zły chłopak.
— Trzeba było zaparkować tam, gdzie ci pokazałam. Ale nie, przecież Louis wie lepiej.
— Dobra, wystarczy — powiedziała Ellie, przerywając ich kłótnię. —  Tam widzę miejsce. — Uśmiechnęła się do bruneta, który spojrzał w tamtym kierunku i odetchnął z ulgą.
Blondynka przez większość drogi do Luton wysłuchiwała kłótni tej dwójki. W niektórych chwilach miała ochotę wysiąść z samochodu i pójść na pieszo, na długo wyczekiwany koncert, niż siedzieć w pełnym od wyzwisk aucie. Próbowała ich jakoś uspokoić, jednak trudno było ostudzić ich porywczy temperament.
— Ellie, obiecaj, że już nigdy więcej z nim nie wyjedziemy. Nigdzie — powiedziała głośno Jane, patrząc wymownie na Louisa.
— Mhm — mruknęła, nawet na nią nie patrząc.
— Zaraz się spóźnimy — dodał Louis, wysiadł z samochodu i trzasnął drzwiami.
Blondynka zrobiła to samo, jednak z drzwiami postąpiła nieco delikatniej. Spojrzała na Jane i uśmiechnęła się, bo na jej twarzy nie widziała już smutku, tylko czystą ciekawość i… szczęście? Dziewczyna wciąż nie mogła uwierzyć, że aktualnie stała przed areną, na której za chwilę odbędzie się koncert jej największego idola. Podobno marzenia się spełniają, prawda?
Poszli w stronę wejścia, pokazali bilety i po chwili byli już na widowni. Ellie podziwiała każdą, nawet tą najmniejszą, rzecz. Wszystko budziło w niej pozytywne emocje i prawie zapomniała o półtorej godzinie jazdy w obecności tych nieznośnych ludzi. Arena była ogromna, zapierała dech w piersiach. Scenę otaczało mnóstwo osób, trzymających w dłoniach wielkie transparenty i  krzyczących ile się da. Było tu naprawdę głośno, ale Ellie nie przeszkadzało to aż tak bardzo. Wręcz przeciwnie, przecież po to tu przyjechała. Ale to nie było wszystko.
Dopiero wtedy, gdy Ed wyszedł na scenę, cała arena zaczęła piszczeć, krzyczeć i wydawać z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. To było coś, o czym Ellie od dawna myślała Jak to jest być wśród tylu ludzi, przeżywać tyle pozytywnych emocji i jednocześnie przebywać z przyjaciółmi. To było coś, czego najbardziej chciała. I to właśnie się spełniało.


***


— …  a więc teraz czas na Sing, jeśli się nie mylę — powiedział. — To już ostatnia piosenka tego wieczora. Nie zanudziłem was, prawda? — Zaśmiał się do mikrofonu, a po całej arenie rozszedł się jego głośny śmiech, jak i również piski dziewczyn. — Więc… Sing.
Ciche westchnięcie wydobyło się z ust Ellie. Szczerze mówiąc, była trochę smutna, bo z pewnością chciałaby tu jeszcze zostać i posłuchać śpiewu Sheerana, jednak trzeba było już wracać. Louis uśmiechnął się do niej, co oczywiście odwzajemniła. W końcu, to jemu powinna dziękować za dobrze spędzony czas i niezapomnianą zabawę. Martwiła ją jedynie Jane, która przez cały koncert ani raz się nie odezwała. Spojrzała w stronę, gdzie ostatnią ją widziała, ale tam jej nie było. Przełknęła ciężko ślinę, chwyciła torbę i zaczęła przepychać się między ludźmi, by dotrzeć do wyjścia. Louis, nie wiedząc, o co chodziło dziewczynie — poszedł za nią.
Po kilku minutach dotarli do łazienki, gdzie, jak się spodziewała Ellie, zastali Jane, która nie wyglądała za dobrze. Siedziała pod ścianą, ciężko oddychając, jej twarz była bardzo blada i to wystarczyło, by blondynka znalazła się obok niej.
— Jane, co się dzieje? — spytała zmartwiona, dotykając jej twarzy. — Masz gorączkę — szepnęła.
— To nic, już się czuję lepiej, naprawdę — zapewniła ją.
— Louis, musimy wracać i to jak najszybciej — powiedziała stanowczo.
— Co ty wygadujesz Ellie! Przecież mieliśmy iść jeszcze za kulisy i... — przerwała, biorąc głęboki oddech. — … musimy zostać.
— Nie ma mowy, Jane.
— Ellie ma rację, jedziemy. — Podszedł do blondynki i razem z pomocą dziewczyny podniósł ją ostrożnie.
— Nie, proszę nie.
— Musimy, Jane. A jeśli ci się coś stanie?
— Od kiedy stałeś się taki troskliwy, hm?
— Nawet teraz jest chamska, widzisz? — Przewrócił oczami.


***


— Chodź, pomożemy ci, bo wątpię, że sama dostaniesz się do drzwi — powiedziała blondynka.
— Przecież sobie poradzę.
— Tak, na pewno — mruknęła.
Ellie chwyciła ją w pasie i przy pomocy Louisa, doprowadziła Jane pod same drzwi.
— Masz klucze?
— W torebce — burknęła.
Dziewczyna otworzyła drzwi kluczem, po czym chłopak zaprowadził Jane do salonu, gdzie położyła się na kanapie. Ellie podeszła do niej, położyła dłoń na jej czole i westchnęła cicho. Gorączka wciąż nie spadła.
— Masz w domu jakieś leki? Przydałyby ci się.
— W łazience, w szafce nad zlewem.
Blondynka w szybkim tempie znalazła się w łazience i po chwili wróciła do salonu z opakowaniem z lekami. Podała je Jane, a w szklankę z wodą, którą przyniósł Louis, położyła na stoliku.
— Jesteś pewna, że chcesz zostać sama? Mogłabym…
— Nie, Ellie. Wracaj do domu, jest już późno. Poradzę sobie.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to zadzwoń.
— Wiem o tym. — Uśmiechnęła się.
— Dobranoc. — Odwzajemniła uśmiech.
— Nie musisz się martwić, zajmę się nią — usłyszała za sobą, więc odwróciła się.
— Dobrze. — Skinęła głową, posłała Jane znaczące spojrzenie i opuściła mieszkanie.
Wszystko idzie w dobrym kierunku — pomyślała.


***


— I jak?
— Jej tata się nią zajmie — powiedziała, zamykając drzwi.
— To gdzie cię odwieźć?
— Nie powinieneś pić, skoro prowadzisz — mruknęła, patrząc na niego srogo.
— Daj spokój, Ellie. Nikomu nic się nie stało od jednej puszki piwa.
— Mówisz?
— Mam jeszcze jedną w schowku, jeśli chcesz. — Wzruszył ramionami i odpalił samochód.
Ellie walczyła ze sobą przez długi czas, nim nie sięgnęła po puszkę. Otworzyła ją i napiła się, czując się, o dziwo, dobrze.


***


— … Your sugar, yes please. Would you come and put it down on me? I’m right here, cause I need. Little love, a little sympathy. Yeah, you show me good loving, make it alright. Need a little sweetness in my life. Your sugar, yes please. Would you come and put it down on me? — Śpiewał razem z radiem.
— Nie wiedziałam, że śpiewasz — powiedziała zaintrygowana.
— Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. — Puścił jej oczko.
— Co za palant. — Przewróciła oczami.
— Gdzie jedziemy?
— Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Wiesz co, najlepiej wracajmy już do domu.
— Dobrze, ale najpierw mi coś wyjaśnisz — powiedział, a auto gwałtownie skręciło i zatrzymało się na poboczu.
— Louis — warknęła zniecierpliwiona. — Wracamy do domu.
— Co się dzieje z Jane?
— Słucham?
— Co jest z Jane? Chcę wiedzieć.
— Nie wiem, o co ci chodzi — mruknęła.
— Dlaczego byłyście w szpitalu, dlaczego płakała. Ellie, powiedz mi, proszę.
— Nie mogę. — Spojrzała się na niego. — Nie mogę, obiecałam i… przepraszam.
— Boże, Ellie. Też jestem jej przyjacielem i…
— Owszem, jesteś, ale to Jane powinna ci o tym powiedzieć, a nie ja. Przykro mi, nic ode mnie nie wyciągniesz.
— Ale…
— Wracajmy, jest już późno.
— Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką, a podobno przyjaciele mówią sobie wszystko.
— Nie mów tak. — Pokręciła głową.
— Ale to prawda! Wszyscy wiedzą, tylko nie ja. Jestem jakiś inny czy coś, bo tego nie rozumiem.
— Powinniśmy wracać.
— Ellie.
— Do domu — warknęła.
— Jak chcesz.
Chłopak prychnął i gwałtownie wcisnął pedał gazu. I ostatnie, co mogli zobaczyć, były oślepiające ich światła… 



2 komentarze:

  1. Ej! Jakie światła? Ja bie chcę takiego końca! Im nic nie będzie, prawda? Dojadą bezpiecznie do domu? Jejku.. tyle pytań...
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuję że przez ten wypadek Ellie wszystko sobie przypomni :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję