4.03.2015

Rozdział 15




Beta: Aranel




Nie zastanawiaj się zbyt długo, bo zamiast żyć, będziesz wyłącznie myśleć o życiu.




Mężczyzna zasiadł wygodnie za biurkiem, po czym chwycił plik kartek i zaczął składać podpisy na niektórych z nich. Miał nadzieję, że szybko to skończy i będzie mógł w końcu wyjść z pracy. Tak naprawdę, wcale nie wiedział, po co tu przyszedł. Kilka dni wcześniej, wziął sobie urlop na prawie dwa tygodnie, więc, dlaczego zamiast siedzieć u żony, spędzał czas w pracy? Nie miał bladego pojęcia. Może chciał odpocząć, zająć swój umysł czymś pożyteczniejszym, może nie chciał patrzeć na córkę, która była na niego bardzo zła. Może to któryś z tych powodów.
Po upływie kilkudziesięciu minut do gabinetu wszedł jeden z pracowników, a także jeden z przyjaciół Arthura. Spojrzał na niego zdziwiony, bo nie spodziewał się go tutaj, dobrze znając jego sytuację rodzinną. Usiadł naprzeciwko niego wciąż nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
— Cześć – powiedział po chwili ciszy.
— O, dobrze, że jesteś, mógłbyś wykonać kopię tego dokumentu z…
— Co ty tutaj robisz? — zapytał ostro.
— Nie widzisz? Pracuję — odparł chłodno, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
— Masz wolne, więc nie rozumiem, po co tu przyszedłeś. — Gdy nie otrzymywał odpowiedzi przez kilka minut, ponownie zabrał głos. — Teraz powinieneś być u Sarah i opiekować się nią, co cię tutaj trzyma?
— Sam nie wiem, Paul. — Westchnął, odkładając wszystkie kartki na biurko. — Niczego już nie jestem pewien.
— Nie możesz tak postępować. Twoje zachowanie pogarsza tylko wasze relacje. Potrzebują ciebie, a ty potrzebujesz ich, bardziej niż ci się wydaje. — Przybrał nieco milszy ton głosu.
— Wiem to. — Przełknął gulę, tworzącą się w gardle. — Ale nie jestem w stanie patrzeć, jak wszystko to, co tworzyłem od lat nagle się niszczy. To niesprawiedliwe.
— Myślisz, że wszystko w życiu jest sprawiedliwe? Człowieku, w jakim świecie ty żyjesz?! Do cholery jasnej, Arthur! — Wybuchł, mając dość jego ciągłego narzekania. — Przestaniesz w końcu użalać się nad sobą i coś zrobisz? To nie ty jesteś chory, a Sarah, która w tym momencie, z pewnością, chciałaby być z rodziną. Ma przy sobie Jane. Jest z nią teraz, prawda? — Mężczyzna skinął lekko głową, nie mając siły, by odpowiedzieć. — Wśród nich powinieneś być i ty, wiesz o tym?  Rozumiem, że jest ci ciężko, przechodziłem przez to i… wiem, jak możesz się czuć, jednak… — Wziął głęboki oddech. — … one obie potrzebują twojej uwagi, miłości i wsparcia.
— Nie zależy mi na niczym innym, jak na ich szczęściu i, uwierz mi, starałem się, jak mogłem, lecz to wszystko mnie przerosło.
— Nie udało się teraz, to uda się potem. Nie możesz być takim tchórzem i rezygnować po pierwszej porażce, rozumiesz? To ty nosisz spodnie w tej rodzinie, nie?
— Tak, ale…
— Przestań mówić ciągle ale. Rzuć to wszystko w cholerę i jedź do nich. — Wskazał na papiery porozrzucane na biurku i spojrzał na niego wyczekująco.
— Myślisz?
— Wynoś się stąd. — Wskazał dłonią na drzwi, uśmiechając się do Arthura. — Pozdrów je ode mnie.
— Tak też zrobię. — Zaśmiał się i w momencie, gdy wychodził, odwrócił się i dodał; — Dziękuje, po raz kolejny mnie ratujesz.
— Idź już. — Pokręcił głową i wyszedł z gabinetu.
Mężczyzna wybiegł z budynku, w pośpiechu wyjmując kluczyki od auta. Wsiadł do samochodu, odpalił silnik i z piskiem opon ruszył w stronę szpitala. Był zdeterminowany i naprawdę chciał dotrzeć do przychodni w jak najszybszym tempie.
Kiedy zaparkował auto, wysiadł z niego, oczywiście, nie obyło się bez trząśnięcia drzwiami. W szpitalu panował istny chaos i trudno było mu przejść przez tłum ludzi. Zaczął się przepychać, by szybciej dojść do sali, w której leżała jego żona. I, wtedy nie było ważne, że prawie przewrócił jakiegoś mężczyznę, że nie powiedział głupiego Przepraszam, dla niego ważniejsze było co innego. Odetchnął głośno, gdy znalazł się przed drzwiami do pokoju Sarah. Wszedł do środka, zastając tam tylko żonę. Podszedł do niej i usiadł na krześle obok łóżka, łapiąc ją za dłoń, dzięki czemu go zauważyła.
— Cześć — powiedział cicho.
— Cześć — mruknęła, zabierając swoją dłoń i kładąc na brzuchu. — Co tu robisz?
— Przyszedłem cię odwiedzić. — Próbował się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego grymas.
— Tak? A, kiedy przypomniało ci się, że jestem w szpitalu?
— Przepraszam Sarah. — Spuścił głowę. — Naprawdę cię przepraszam. Nie chciałem, by wyszło, tak jak wyszło.
— Dobrze wiesz, że mogłeś temu zapobiec. — Spojrzała na niego. — Nie możesz uciekać ode mnie, od Jane i problemów. Wiem, że moja choroba nie jest czymś przyjemnym dla ciebie, ale…
— Co ty wygadujesz. — Zabrał głos. — Nigdy nie byłaś i nie jesteś dla mnie problemem. Ja… przestraszyłem się tego wszystkiego, bałem się, że sobie nie poradzę. Przecież, to ty zawsze potrafiłaś rozwiązać nasze problemy i zawsze ci się to udawało, a ja? Jestem okropnym mężem i ojcem, nie potrafię zająć się nawet swoją rodziną, gdy ma kłopoty. — Westchnął.
— Nie jesteś okropny, Arthur. Jesteś wspaniały, uwierz mi. Ja i Jane kochamy ciebie, mimo wszystko, rozumiesz? Tylko musisz wiedzieć, że, kiedy już mnie nie będzie…
— Nie mów tak.
— Po co mam kłamać? Naprawdę nie chcę mydlić wam oczu, ja… czuję, że to niedługo się stanie. To nieuniknione, nikt ani nic tego nie powstrzyma. — Zamrugała kilkakrotnie, nie chcąc, by łzy wydostały się na zewnątrz. — Musisz wiedzieć, że Jane będzie bardzo cię potrzebować. Obiecaj mi… obiecaj, że jej nie zostawisz i będziesz się nią dalej opiekował, mimo wszystko.
— Kochanie…
— Obiecaj — powiedziała stanowczo.
— Obiecuję. — Chwycił jej dłoń i potarł lekko. — Obiecuję — dodał, jakby na potwierdzenie.
I, wtedy nie wiedzieli, że ich rozmowie przysłuchiwała się blondynka, a po jej policzkach spływały słone krople.


Katy od rana zastanawiała się, czy dobrym pomysłem było pójście z Grace do Jay. Miała niewielkie obawy do tego, jak potoczyłoby się to spotkanie. Jej siostra zawsze mogła powiedzieć coś, czego z początku nie przemyślała. Grace taka była — mówiła wszystko, co jej ślina na język przyniosła.
W momencie, gdy zdecydowała się to wszystko odwołać, usłyszała dzwonek i nie było już odwrotu. Wstała z sofy, zabierając komórkę ze stolika i poszła otworzyć drzwi, za którymi zauważyła siostrę. Uśmiechnęła się do niej lekko, czego z pewnością nie zauważyła, bo od razu stanęła tyłem do brunetki. Podczas drogi do domu Jay, żadna z nich nie odezwała się ani słowem. Szczerze mówiąc, Katy miała dość tej niezręcznej ciszy, jednak nie wiedziała, jak zacząć jakąkolwiek rozmowę.
Kiedy znalazły się przed domem Johannah, Grace nawet nie racząc zadzwonić dzwonkiem, otworzyła furtkę za jednym zamachem i skierowała się prosto do drzwi. Zapukała kilka razy i czekała na pojawienie się kogokolwiek.
— Słucham?
— Przyszłyśmy do Jay. — Głos zabrała Katy, która uśmiechnęła się do chłopaka. — Mógłbyś ją zawołać?
 Brunet skinął głową, po czym krzyknął imię swojej mamy. Kobieta szybko zbiegła po schodach, ciesząc się na widok Katy.
— Louis, dlaczego nie zaprosiłeś ich do środka? — Zgromiła go wzrokiem. — Przepraszam was, wchodźcie. — Uchyliła szerzej drzwi, uśmiechając się zachęcająco.
Siostry zostały zaprowadzone do salonu. Zajęły miejsce na fotelach i czekały na Jay, która przyszła po kilku minutach z dwoma, parującymi kubkami. Postawiła je na stole i, jako jedyna usiadła na sofie, czekając, aż któraś z nich się odezwie.
— Tak dawno się nie widziałyśmy. — Spojrzała na Grace, która tylko przewróciła oczami.
— Tak, prawie siedem lat. Możemy to sobie darować? — odparła sucho.
— Nie rozumiem.
— Nie zgrywaj się. Obie dobrze wiemy, że, gdyby nie ty, to wszystko byłoby po staremu. Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego mieszasz się w nasze prywatne sprawy?
— Grace, opanuj się. — Upomniała ją Katy, wiedząc do czego jest zdolna.
— Niech odpowie — warknęła.
— Naprawdę cię nie rozumiem. W, jaki sposób mieszam się w wasze sprawy? Wyjaśnij mi to.
— W, jaki sposób? Co cię podkusiło, by powiedzieć całą prawdę Ellie? Wiesz do czego doprowadziłaś?!
— Słucham? — spytała zaskoczona. — Nie rozmawiałam z nią od naszego ostatniego spotkania w centrum. O ile pamiętam, wtedy nie wiedziałam o niczym związanym z Ellie. Jak możesz mnie o coś takiego oskarżać?
— Nie wierzę ci. Wiem, jaka jesteś. To, po prostu nie mieści się w głowie. — Wstała z fotela z nadmiaru emocji. — Kiedy nauczyłaś się tak doskonale kłamać, hm?
— Nie kłamię — powiedziała poważnie.
— Nie ufam ci. — Zmierzyła ją wzrokiem, po czym wyszła z domu, trzaskając drzwiami.
— Jay. — Westchnęła Katy. — Przepraszam cię za nią, nie powinnam jej tu nawet przyprowadzać. To moja wina.
— Nie mów tak. Wiem, że Grace ma wybuchowy charakter i nie dziwię jej się, że mogła mnie o to podejrzewać. Ale, to nie ja, nie zrobiłabym tego.
— Wiem to, ufam ci. — Uśmiechnęła się do niej.
— Nie skrzywdziłabym Ellie.
Chłopak, siedząc na schodach przysłuchiwał się ich rozmowie. Zastanawiał się, o co w tym wszystkim chodziło. Owszem, rozpoznał mamę Ellie i jej ciotkę, ale… nie, one nie mogły mówić o niej. Przecież, to mógł być zwykły zbieg okoliczności. Dlaczego próbował sam siebie okłamać… 
Hej. Nie napisałam nic już od ponad miesiąca. Nie mam pomysłów a to, co próbuję napisać do niczego się nie nadaje. Jest mi tak bardzo wstyd, nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym coś stworzyć, nawet taki krótki rozdział, ale... nie wychodzi mi to. Przepraszam was, jeśli ostatecznie zrezygnuję. Napisałam dziewiętnaście rozdziałów, dwudziesty ledwo zaczęłam i myślę, że na nim wszystko się skończy. Oczywiście, nic nie jest potwierdzone, mogę jeszcze zmienić decyzję jeśli zacznę pisać. Miejmy nadzieję. Pozdrawiam was i życzę wesołych świąt :*

3 komentarze:

  1. Szkoda, że nie masz weny na tego bloga :( Fajnie się go czyta i jestem bardzo ciekawa co to za sprawa z Ellie.
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję że jednak dokończysz tego bloga!
    Rozdział świetny ;)
    Mogę mieć prośbę? jeśli zdecydujesz się na zakończenie bloga to czy w jednym poście napiszesz nam krótko jak dalej planowałaś tą historię i o co chodziło z tym całym sekretem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz cudownie i tak jak Evi chcę żebyś napisała nam jak planowałaś tą historię i o co chodzi z Ellie (o ile masz zamiar ją kończyć) pozdrawiam i życze weny

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję