1.31.2015

Rozdział 5




Beta: Aranel


(…) Nie można czegoś nieustannie deptać i spodziewać się, że zachowa niezmieniony kształt...




Sobota była dniem wolnym, więc Ellie postanowiła, że pośpi dzisiaj nieco dłużej. Wstała o godzinie dziewiątej, zważając na to, że pracę rozpoczynała o dziesiątej trzydzieści. Poszła do łazienki, umyła się, wyszczotkowała zęby i uczesała włosy, związując je w kitkę. Pokręciła się jeszcze przez chwilę po pokoju i po kilku minutach znalazła się w kuchni.
Ubrała białą koszulę zapiętą pod szyję i jeansy, a na nogi założyła swoje ulubione, choć już trochę zniszczone, trampki. Kto by się spodziewał?
Zjadła śniadanie wraz z Oscarem, który ciągle mówił o dzisiejszym dniu. Jeszcze dobrze się nie zaczął, a on już planował, co będzie robić z nowo poznanymi koleżankami. O których Ellie dowiedziała się dopiero teraz.
— A ile mają lat? — spytała, odstawiając talerze do zmywarki.
— Chyba dziesięć. — Wzruszył ramionami.
— Ty masz osiem. Chodzą z tobą do klasy, czy co?
— Nie. Mieszkają blisko sklepu, w którym dają te dobre cukierki.
— A gdzie je poznałeś?
— Byłem z mamą w sklepie i same podeszły. Wiem, że jestem przystojny, ale, że aż tak? — Na jego słowa parsknęła głośnym śmiechem. Oscar zawsze umiał rozbawić. — Z czego się śmiejesz? To prawda!
— Tak, tak. — Pogłaskała go po głowie wciąż rozbawiona. — Z pewnością to było tego przyczyną.
— Możesz je nawet o to dzisiaj spytać! — wykrzyknął uradowany.
— Przykro mi, ale wychodzę dzisiaj do pracy.
— Ale mama powiedziała, że odprowadzisz mnie do nich. — Oburzył się.
— Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?
— Mama miała ci powiedzieć, pewnie zapomniała. Wiesz, że jest jakaś dziwna. A szczególnie teraz.
— Może źle się czuje. — Wzruszyła ramionami, choć i tak wiedziała, że powodem było coś innego.
— Może… — Zamyślił się na chwilę. — ... Ale i tak musisz odprowadzić mnie do moich koleżanek! — W momencie ożywił się.
— Wiesz, gdzie mieszkają?
— Tak, a jeśli nie będę pamiętał domu, to mam adres. — Pomachał zieloną karteczką, którą trzymał w dłoni.
— Więc chodźmy.
Skierowali się  w stronę przedpokoju. Ellie poczekała cierpliwie, aż Oscar ubrał buty i wyszli z domu. Zamknęła drzwi, a kluczyk schowała do kieszeni spodni. Oscar podał jej kartkę, na której zauważyła adres napisany bardzo dużymi literami. Zastanowiła się przez chwilę, gdzie znajdowała się owa ulica i z lekką niepewnością poszła w tamtą stronę.
Szli około pięć minut, aż w końcu dotarli pod średniej wielkości dom. Blondynka wcisnęła przycisk przy furtce, a po chwili zza drzwi wyskoczyły dwie dziewczynki. Były bardzo podobne do siebie, wręcz identyczne. Furtka otworzyła się, Oscar wszedł do środka, uprzednio żegnając się z Ellie i podszedł do bliźniaczek, które przytuliły go na powitanie. Wspólnie weszli do domu, natomiast blondynka, sprawdzając godzinę stwierdziła, że powinna iść już do pracy.
Musiała zawrócić, gdyż kawiarnia znajdowała się po innej stronie Londynu. Sięgnęła po telefon, próbując dodzwonić się do cioci, jednak, gdy za nastym razem usłyszała pocztę głosową, z powrotem schowała komórkę. Nie pozostawało jej nic innego, jak czekać aż sama się odezwie.
W pewnym momencie poczuła czyjś wzrok na sobie, co w ostatnim czasie zdarzało się dość często. Rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła nic podejrzanego, więc próbowała wmówić sobie, że to tylko i wyłącznie jej zbyt bujna wyobraźnia.
Minęła już ostatnią ulicę, która dzieliła ją od kawiarni. Weszła do środka, idąc w stronę blatu, za którym stała już Mia. Uśmiechnęła się do niej, po czym poszła na zaplecze w celu ubrania fartuszka. Pogładziła dłonią miękką tkaninę, rozkoszując się jej miłym dotykiem. Na górze fartucha wygrawerowana była nazwa kawiarenki, natomiast niżej kilka kolorowych babeczek i kawałek ciasta.
Gdy wyszła z pomieszczenia, stanęła zaraz obok Mii przy kasie, w celu wzięcia notesu i długopisu. Ruszyła w stronę stolików i zaczęła przyjmować kolejne zamówienia.

Oscar od rana był bardzo podekscytowany. Za około piętnaście minut miał spotkać się z Daisy i Phoebe. Ellie kręciła się w kółko, jakby czegoś szukała, jednak po chwili usiadła obok niego i zaczęła jeść śniadanie. Przez moment pomyślał, że może zapomniała o tym, iż miała odprowadzić go do dziewczynek, więc postanowił jej o tym przypomnieć. Opowiadał jej, jak spędzi dzisiejszy dzień. Nie mylił się. Katy, zapewne nie powiadomiła jej o tym.
W końcu wyszli z domu, a Ellie stała jeszcze przez chwilę przy drzwiach, sprawdzając, czy wszystkie zamki są zamknięte. Często tak robiła.
Po kilkunastu minutach dotarli pod dobry adres. Bliźniaczki, podobnie jak Oscar, nie mogły doczekać się spotkania, więc co chwila wyglądały przez okno, sprawdzając, czy nie ma jeszcze chłopaka. Gdy zjawił się już pod ich furtką, jak najszybciej wybiegły z domu, by przywitać się z chłopcem.
Oscar przez chwilę przyglądał się domowi. Był średniej wielkości, koloru białego, miał czerwony dach, a przed budynkiem, koło budy, biegał bernardyn. Był naprawdę duży.
Bliźniaczki zaprowadziły go do ich pokoju. Fioletowa sypialnia, na środku dwa pojedyncze łóżka, a wokół różnego rodzaju zabawki. Któraś z dziewczynek podeszła do szafy, wyciągając z niej kilka pudełek, jak sądził, z grami.
— To co będziemy teraz robić? — zapytał Oscar, siadając na jednym z łóżek.
— Może włączymy laptopa? Mama się nie zdenerwuje, prawda? — Zaproponowała któraś z nich. Chłopiec wciąż ich nie rozróżniał.
— Może porobimy coś innego. — Wzruszyła ramionami druga.
— Oh, nie bój się.
Jedna z bliźniaczek wyszła z pokoju, wracając po chwili z urządzeniem. Usiadła obok Oscara i włączyła laptopa. Na ekranie pojawiły się bliźniaczki, blondynka i jakiś chłopak. Wpisała adres strony internetowej i wspólnie z Oscarem rozpoczęli grę, w której wygrał chłopiec.
— To nie fair, oszukiwałeś. — Oburzyła się dziewczyna. Zmrużyła oczy i  dźgnęła go palcem.
— Nie oszukiwałem. — Zaśmiał się z powodu śmiesznej miny Daisy
— Nie martw się. Daisy nie umie przegrywać. — Phoebe również się zaśmiała.
— Wcale, że nie — mruknęła wciąż obrażona. — No może troszkę. — Westchnęła. — Gramy dalej?
— Oscar, a ta dziewczyna, z którą byłeś u nas dzisiaj, to twoja siostra? — spytała Phoebe.
— Tak. Ma na imię Ellie.
— Jest bardzo ładna — stwierdziła, na co wzruszył ramionami. — No nie mów, że nie jest.
— Może i jest, nie wiem.
— Jesteś jeszcze za młody, po prostu się nie znasz.
— Za to wy jesteście dorosłe — mruknął.
— Słyszałam. – Dźgnęła go łokciem.
— My mamy brata, no i siostry — wtrąciła się Daisy, jednak ani razu nie spojrzała na nich. Była zbyt wpatrzona w ekran laptopa.
— Louis jest bardzo fajny, ale czasami potrafi zdenerwować — powiedziała. — A tak w ogóle, to długo tu mieszkasz?
— Od urodzenia. — Uśmiechnął się. — A wy?
— Dokładnie miesiąc temu się tutaj wprowadziłyśmy.
— Lubicie Londyn?
— Nie zwiedzałyśmy go jeszcze. Mama nie pozwala nam samym wyjść, bo sądzi, że się zgubimy.
— Mogę was oprowadzić — zaproponował.
— Może mama się zgodzi — powiedziała uradowana. — Chodź. — Złapała Oscara za rękę i wraz z nim wybiegła z pokoju. — Daisy, pośpiesz się — krzyknęła, gdy schodzili po schodach.

Ellie od kilku godzin pracowała w kawiarni. Chodziła od stolika do stolika, obsługując gości. W między czasie rozmawiała z Mią, która miała naprawdę duże poczucie humoru, więc nawet nie było mowy o nudzie.
Dziś w kawiarni panował niezły chaos. Przyszło dużo ludzi, co nie zdarzało się zbyt często, ponieważ lokal nie był bardzo znany. Dziewczyny nie były przygotowane na tylu gości. Nie były więc przygotowane na tak duży ruch. Szefowa postanowiła, że im pomoże, dlatego teraz przebywała na zapleczu i ubierała fartuch. Ellie była jej bardzo wdzięczna.
Postawiła na tacy zamówienie, sprawdziła numer stolika, po czym skierowała się w stronę klientów. Ułożyła wszystko na stole i uśmiechnęła się do gości. Wracając za blat, zauważyła Mię, która niosła pełną tacę. Zaśmiała się cicho, kręcąc głową.
W pewnej chwili usłyszała śmiechy, jak i zdenerwowany głos Mii. Popatrzyła w tamtą stronę. Widać było, że dziewczyna była już blisko płaczu, więc blondynka czym prędzej chwyciła notes i podeszła do tej grupki. Lekko chwyciła jej ramię, szepcząc, by poszła do następnego stolika, natomiast Ellie przyjmowała zamówienie tutaj.

— Co mogę podać? — spytała, po tym, jak powiedziała dobrze znaną jej  regułkę.

Hej! Mam nadzieję, że cieszycie się z nowego rozdziału? :> Czy ktoś tak samo, jak ja ubolewa nad końcem ferii? :c Oczywiście, miłej zabawy tym, którzy je dopiero rozpoczynają. Mój czas dobiegł niestety końca. Dajcie koniecznie znać, jak wam się podobał rozdział. Ściskam :*

1.26.2015

Rozdział 4



Beta: Aranel



Mądry człowiek uczy się od każdego, tylko głupi wie wszystko



Tego dnia wszystko wydawało się być inne. Nienaturalne. Pokręcone. Nic nie trzymało się siebie; Katy była zamyślona, a Oscar wydawał się być nieobecny. A Ellie? Siedziała na krześle w kuchni, grzebiąc łyżką w misce pełnej płatków i mleka. Nie wiedziała, co się działo wokół niej. Odkąd pamiętała, w tym domu nigdy nie było tak cicho.
Blondynka ubrała się dzisiaj dość zwyczajnie, czyli, tak jak zawsze. Plecak postawiła wcześniej obok krzesła, na którym siedziała. Kiedy wkładała miskę do zmywarki odwróciła się w stronę stołu, przy którym jeszcze chwilę wcześniej siedziała Katy z Oscarem. Usłyszała głośne tupanie na schodach i po chwili zastanowienia stwierdziła, że musiał być to chłopiec. Ciotkę natomiast słyszała z salonu, więc poszła w tamtą stronę.
— ...mówiłam, że nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, może, to przez… — Zakryła usta dłonią, gwałtownie wstając z kanapy. — … przecież lekarze mówili, że wszystko będzie jak dawniej — powiedziała załamana. — Przepraszam cię. Postaram się z nią porozmawiać, tak nie może być — mówiła. Po chwili odwróciła się w stronę Ellie. Widać było po niej, że jest bardzo zaskoczona i nieco przerażona. — Muszę kończyć i odwieźć dzieci do szkoły. Do zobaczenia.
— Coś się stało? Jesteś cała blada. — Popatrzyła się na nią.
— Wszystko jest w jak najlepszym porządku. — Odetchnęła. — Podwieźć cię?
— Zaczynam godzinę później, więc się przejdę.
— To ja już jadę z Oscarem. Miłego dnia. — Uśmiechnęła się lekko i czym prędzej wyszła z salonu.
— Tak, miłego dnia — mruknęła, patrząc, jak oddalała się.
Ellie zastanawiała się nad zachowaniem ciotki. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek się tak zachowywała. Tak tajemniczo. Mówiła jej większość rzeczy i oczywiste, że nie wszystko, bo przecież każdy ma jakieś tajemnice, których nie chce ujawnić nawet tym najbliższym osobom.
Spojrzała na zegarek, stwierdzając, że pora już wyjść. Zabrała plecak, w przedpokoju założyła buty i wyszła z domu. Zamknęła drzwi na klucz, sprawdzając jeszcze raz, czy były one dobrze zamknięte.
Gdy znalazła się na ulicy, rozejrzała się wokoło i coś, a raczej ktoś przykuł jej uwagę. Była to kobieta, którą spotkała wczoraj w sklepie. Pomachała jej i uśmiechnęła się radośnie. Ellie, nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, jak najszybciej przeszła na drugą stronę ulicy, znikając w parku.
Usiadła na jednej z ławek, oparła się o drewno i przymknęła oczy, rozkoszując się przyjemną ciszą. Lubiła tu przesiadywać i myśleć. Raczej wolała myśleć. Jest to jedno z miejsc, do których rzadko kto przychodził, więc nie musiała się przejmować obecnością innych osób.
W pewnym momencie usłyszała szelest liści, którego z pewnością nie wywołał wiatr i odgłos podobny do dźwięku pękającej gałęzi. Otworzyła oczy i spojrzała w stronę źródła hałasu. Zmrużyła nieco oczy, dostrzegając kogoś przy jednym z krzaków. Osoba zza rośliny zorientowała się, że blondynka się jej przyglądała i od razu uciekła. Ellie zauważyła jedynie kolor bluzy tajemniczego gościa.
W jak najszybszym tempie wstała z ławki, ruszając w stronę wyjścia z parku. Oczywiście, od innej strony. Przez głowę Ellie przebiegało w tym momencie wiele różnych myśli. Począwszy od zaistniałej niedawno sytuacji. Wciąż była w szoku i zastanawiała się, kim była owa osoba. Z pewnością nie chowała się za krzakami ot tak i z pewnością nie patrzyła na blondynkę bez powodu. Ten dzień robił się coraz to dziwniejszy.
Po kilku minutach dotarła do szkoły. Gdy znalazła się w środku, od razu poszła do swojej szafki, wymieniła książki i poszła pod salę. Zastała tam kilka osób z klasy, w tym Jane, która na jej widok uśmiechnęła się przyjaźnie i poklepała miejsce na ławce obok siebie. Ellie usiadła na wskazanym miejscu, a blondynka obok zaczęła rozmowę.
— Cześć, Ellie. Jak się czujesz, po wczorajszym zderzeniu z drzwiami? — Zaśmiała się.
Osiemnastolatka odgarnęła lekko grzywkę z czoła, tak, by nikt poza nimi nie widział i pokazała jej tworzącego się tam siniaka. Jane roześmiała się jeszcze bardziej, zakrywając usta dłonią. Blondynka dźgnęła ją łokciem, powodując, że chociaż na chwilę zamilkła.
— To wszystko twoja wina — mruknęła, opierając się o ścianę i wzdychając cicho.
— Moja? Po prostu powiedziałam, że podobno mają tam dobre ciasta i chciałam się przekonać, czy aby na pewno tak jest i chcę ci przypomnieć, że to ty zagapiłaś się, stojąc przed kawiarnią i dopiero wtedy ktoś uderzył cię drzwiami.
— Mogłaś mnie chociaż ostrzec, przynajmniej bym się odsunęła i dała przejść temu chłopakowi.
— Znowu masz jakieś „ale”. Oh, Ellie, siniak nie zniknie tak szybko. Posmaruj go czymś, robiłaś okłady?
— Nagle się martwisz.  — Prychnęła, na co Jane pokręciła tylko głową.
— Po prostu gdybyś uważała, nie byłoby tego. I nie próbuj zwalać na mnie winy, bo i tak wiesz, że to twoja zasługa, no i tego chłopaka, który na ciebie wpadł.
— Właśnie, on też mógł uważać.
— Nie to powiedziałam. Uważaj następnym razem. A właśnie…
— Nie będzie następnego razu — mruknęła, zakładając ręce na wysokości piersi.
— Właśnie chciałam cię zapytać, czy jutro wyjdziemy gdzieś razem. Moi rodzice jadą do znajomych, więc mam cały dzień wolny. Co ty na to?
— Muszę niestety odmówić. Zajmuję się bratem, a potem pracuję.
— Pracujesz? W wakacje też myślałam o zatrudnieniu się gdzieś. Może w jakiejś kawiarence? — mówiła. — A może cię odwiedzę? Będę miała tyle wolnego czasu i wolę nie marnować soboty na siedzeniu w książkach.
— Wolałabym nie. Szefowa bardzo pilnuje zasad i woli, gdy nie spotykamy się ze znajomymi podczas pracy. — Wzruszyła ramionami. Skłamała.
— No trudno. A może po pracy uda nam się jeszcze zobaczyć? — spytała. — Zauważyłaś, jaka jestem namolna? — Zaśmiała się.
— Skądże! Wcale nie widać. — Parsknęła śmiechem.
— Można się chyba przyzwyczaić, nie? — zapytała, patrząc się na Ellie.
— Pożyjemy, zobaczymy.
— Więc do odpowiedzi zapraszam pana z numerem 17 — powiedziała nauczycielka, podnosząc wzrok znad dziennika.
Po klasie rozeszły się szepty i szuranie krzesła, a po chwili przy biurku pani Jenkins pojawił się wskazany wcześniej chłopak. Kobieta zaczęła dyktować mu zadanie, podczas gdy brunet zapisywał niektóre dane na tablicy. Ćwiczenie rozwiązał dość szybko i, jak się okazało, poprawnie. Pochylił się nad dziennikiem, by zobaczyć, jaką ocenę wpisała mu nauczycielka i z triumfującym uśmiechem wrócił do ławki. Siedzący obok niego Greg, przybił mu piątkę, a następnie, szepnął mu coś do ucha.
— To do zobaczenia w poniedziałek  — powiedziała Ellie.
— Wychodzi na to, że nie wiem, gdzie pracujesz, ale dowiem się. — Pogroziła zabawnie palcem. — Spodziewaj się moich częstych wizyt. Ktoś przecież musi uprzykrzać ci życie, nie?
— I to musisz być ty? — spytała rozbawiona.
— Akurat wypadło na mnie. Chyba że wolisz kogoś innego. Ale i tak wiem, że chcesz żebym cię odwiedziła i nie gadaj, że nie. — Zaśmiała się. — Więc, do poniedziałku.
— Tak, cześć.
Jane przytuliła dziewczynę, co oczywiście odwzajemniła, choć zrobiła to z lekką niepewnością. To wszystko wciąż było dla niej nowe. Z plecaka wyjęła słuchawki, podłączyła je do telefonu i włączyła pierwszą lepszą piosenkę. Tym razem postanowiła, że do domu wróci tą dłuższą drogą ze względu na dzisiejszą sytuację.
Mijając któryś z kolei dom zauważyła wychodzącą zza furtki panią Hurt. Podeszła, więc do niej, chcąc się przywitać, ponieważ nie potrzebowała słuchać narzekań staruszki z powodu rzadkiego spotykania się. Kobieta miała już nieco ponad siedemdziesiąt lat, ale wciąż dobrze się trzymała i regularnie wychodziła z domu, nie chcąc ciągle siedzieć w jednym miejscu. I, za to lubiła ją Ellie.
— Dzień dobry — powiedziała, uśmiechając się i schylając, by przytulić sąsiadkę.
— O, dzień dobry Ellie! — Zaśmiała się. — Kiedy ja cię ostatni raz widziałam. — Zastanowiła się. — Dziecko, jak ty szybko rośniesz —  mówiła na tyle głośno, by kilka osób, z drugiej strony ulicy spojrzało się na nie. — I wypiękniałaś. Chodź, zapraszam cię na herbatę i świeżo upieczony sernik. — Chwyciła jej ramię.
— Bardzo panią przepraszam, ale śpieszę się do domu. Może innym razem — zaproponowała.
— Oh, no dobrze. — Westchnęła. — Następnym razem nie przyjmuję odmowy.
— Zapamiętam, do zobaczenia.
—Do zobaczenia, kochana. — Pomachała blondynce.
Kiedy skręciła w stronę ulicy, na której znajdował się jej dom, zauważyła ciotkę, stojącą przed budynkiem. Nie była jednak sama. Naprzeciwko Katy stała ta sama kobieta, którą Ellie spotkała wczoraj w sklepie. Rozmawiały i widać było, że brunetka była nieco podenerwowana. Gorączkowo rozglądała się na boki. Najdłużej zatrzymała się przy wejściu do parku.
Blondynka wciąż miała słuchawki w uszach, więc, by nie budzić podejrzeń, wyciszyła tylko dźwięk i podeszła do kobiet. Katy wskazała głową na dom, dlatego dziewczyna od razu poszła w tamtą stronę. W szybkim tempie znalazła się w kuchni, wyglądając przez okno i obserwując sytuację na zewnątrz. Ciotka żywo gestykulowała dłońmi, jednak brunetka szybko zaprzeczała. Po kilkunastu minutach rozeszły się, a Ellie pobiegła do swojego pokoju, aby położyć się na łóżku i udawać, że była tam już od dłuższego czasu.
Dziewczyna usłyszała głośne kroki na schodach i po chwili do jej sypialni weszła Katy, siadając na łóżku na wprost blondynki.
— Jak było dzisiaj w szkole? — zapytała.
Miała nadzieję, że Ellie nie będzie jej o nic pytać, a szczególnie o zdarzenie sprzed chwili. Nie chciała o tym rozmawiać. Nie teraz.
— Kim była ta kobieta? — spytała od razu blondynka.
— Nie mam pojęcia. — Westchnęła, nie wiedząc, jak miała się teraz zachować.  
­ — Proszę, powiedz mi. Wczoraj rozmawiałam z nią w sklepie. Chociaż nie była to rozmowa, a krótka wymiana zdań i sama do mnie podeszła. Mówiła, że mnie zna, ale ja jej kompletnie nie pamiętam.
— Nie znam jej, Ellie.
— Musisz ją znać! — Wstała gwałtownie z łóżka, lekko podnosząc głos. — Może ją znałam, może mam z nią coś wspólnego. Ciociu! To może być coś naprawdę ważnego!
— Przykro mi, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na te pytania.
— Ale musisz coś wiedzieć, przecież… — Chciała dowiedzieć się od niej jak najwięcej. — ...może to jakaś twoja znajoma. Katy, musisz wiedzieć, uczestniczyłaś w moim życiu dłużej niż mama.
— Naprawdę nie wiem.
— Jakbyś przypomniała sobie o czymkolwiek, to proszę, powiedz mi.
— Na pewno. — Uśmiechnęła się i wstała, jednak, gdy nacisnęła klamkę odwróciła się na chwilę. — Obiad za dziesięć minut. — I wyszła.
A Ellie już wtedy wiedziała, że kłamała.
Katy weszła do kuchni, usiadła na krześle, chowając twarz we dłonie. Dzisiaj wszystko zaczęło ją przytłaczać. Szczególnie przeszłość. Zastanawiała się, skąd brunetka wiedziała, gdzie mieszkała, jaki był jej numer telefonu i, jak wyglądała teraz Ellie. Z ich dzisiejszej rozmowy wywnioskowała, że kobieta z pewnością nie odpuści…
— Przepraszam! — Usłyszała, gdy wychodziła z auta. — Tak się cieszę, że cię widzę.
— Co ty tu robisz? — spytała szybko, patrząc w stronę parku, by upewnić się, że w pobliżu nie było Ellie.
— Mamy sobie sporo do wyjaśnienia. Nigdzie nie spotkałam Grace, więc zostałaś mi ty. Co się z wami działo? — Popatrzyła się na Katy zawiedziona.
— Nie mogę o tym mówić, przepraszam.
— Ale, to naprawdę ważne. Przecież wiesz, jak dobrze się dogadywałyśmy i w dodatku mój…
— Muszę już iść.   
— Chciałabym porozmawiać z Ellie.
— Nie wróciła jeszcze ze szkoły.
— Mam czas, poczekam — powiedziała, całkiem pewna siebie.
 — To nie jest najlepszy pomysł. Posłuchaj, umówmy się na jakiś konkretny dzień, porozmawiamy i postaram się wyjaśnić ci kilka spraw.
—Nie mogę sobie teraz tak po prostu iść.
—Ellie, ona... — Nie była pewna czy mogła o tym mówić. — ... nie wie o wszystkim. Wytłumaczę ci to, ale musisz dać mi na to czas. Spotkajmy się w poniedziałek, o której godzinie ci pasuje?
— Tak  późno? Dlaczego nie jutro?
— Nie wyrobię się wcześniej.
—Chciałabym usłyszeć od ciebie prawdę, Katy.
— Powiem. Powiem wszystko. — Westchnęła. — A teraz naprawdę muszę iść.
— W poniedziałek. O dwunastej w kawiarni dwie ulice dalej. Dokładny adres przyślę ci na telefon.

I, aż do teraz zastanawiała się czy, aby na pewno postąpiła słusznie… 


Cześć! Już sprawdzony. Z góry mówię, że rozdział jeszcze nie sprawdzony przez betę, więc mogą być błędy, ale myślę, że nie będzie ich bardzo dużo. Jak wam się podoba rozdział? Przepraszam, że dodaje je tak rzadko. A, jak odpowiada wam nowy szablon? Mi, osobiście bardzo przypadł do gustu :) Dajcie znać o sobie. Pozdrawiam i ściskam :*

1.21.2015

Rozdział 3



Beta: Aranel


Tymczasem, jednak najlepszym, co mógł zrobić, było trzymać się starej zasady: ‘Idź do przodu’. Nie daj się zatrzymać. Nie myśl o tym co złe. Uśmiechaj się i żartuj, nawet jeśli nie jest ci do śmiechu.


— Ellie wstawaj! Ellie, wstań! — słyszała nad uchem.
Leniwie podniosła powieki i spojrzała na chłopca. Głowa Oscara była tuż na dziewczyny, a brązowe tęczówki dziecka wpatrywały się w jej równie brązowe. Ciche westchnienie wydostało się z ust blondynki. Będąc w jednym pokoju z Oscarem, z pewnością nie da się już zasnąć.
— Nie możesz spać, Oscar? — spytała, wstając z łóżka i przeciągając się. — Jest przed dopiero przed szóstą. — Westchnęła, patrząc na budzik.
— Wiem i, dlatego chciałem przygotować śniadanie dla mamy, ale zbytnio mi to nie wychodzi — powiedział. — I pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc. — Uśmiechnął się.
— Poczekaj chwilę. — Zmrużyła oczy. — Wstałeś przed szóstą rano, by zrobić śniadanie i to dla cioci, tak wcześnie… Co zrobiłeś? — Zaśmiała się cicho, aby nie usłyszała tego Katy.
— N–nic takiego — mruknął. Było to tylko potwierdzeniem wcześniejszych słów Ellie.
­— Hej. — Podniosła jego podbródek. — Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
— Rozbiłem ulubioną filiżankę mamy. — Spuścił głowę. — Chciałem tylko wstawić ją do szafki i wypadła mi z rąk. Wszystko, czego się dotknę, zawsze musi się zniszczyć.
— Tę co dostała od babci?
— T–tak. Myślisz, że będzie zła? — Spojrzał się na dziewczynę załzawionymi oczami.
— Myślę, że jeżeli ją przeprosisz i będziesz bardziej uważał na to, co robisz, to nie.
— Pomożesz mi posprzątać po tej filiżance? I zrobić śniadanie?
— Chodź, — Koniuszkiem palca starła jedną łzę z jego policzka. — I nie płacz.
Jak najciszej wyszli z pokoju dziewczyny i udali się do kuchni. Mało, by brakowało, a w stopie Ellie znalazłby się odłamek rozbitego naczynia. Ze schowka wyciągnęła szufelkę i szczotkę, po czym posprzątała resztki filiżanki. Bardzo ładnej filiżanki..,
Oscar usiadł przy stole, podparł głowę na dłoni i znudzony wpatrywał się w okno. Cóż, można skłamać, mówiąc, że chłopak nigdy nic nie zniszczył, bo zdarzało się to wiele razy. Należy w to wliczyć figurkę i tę nieszczęsną filiżankę, a także inne rzeczy. Niewiadomo jak, ale większość przedmiotów, które miał w rękach rzekomo, była zniszczona. Ellie była pewna, że nie robił tego specjalnie.
Dziewczyna oparła się o blat i spojrzała na chłopca.
— To — zaczęła. — Co robimy na śniadanie?
— Możemy zrobić jajecznicę, bo mama lubi tą, którą ty robisz. Albo naleśniki. — Wzruszył ramionami.
— Wiesz, nie mamy nic, żeby zrobić naleśniki, więc będzie jajecznica — stwierdziła, sprawdzając zawartość lodówki.
— Ale zrobisz też dla nas, prawda?
— Dla siebie tak, ale dla ciebie to nie wiem. — Postanowiła się z nim chwilę podroczyć.
— Przecież przeprosiłem cię za tą figurkę, Ellie no. Prooszę — mówił, przytulając się do dziewczyny.
— Żartowałam tylko. — Pokręciła głową.    
— Obiecałaś, że już więcej nie będziesz, a mama mówiła, że obietnic się dotrzymuje. — Tupnął nogą.
— Porozmawiamy o tym potem, a teraz pomożesz zrobić mi tą jajecznice. —powiedziała. — I wyjmij talerze. — dodała.
Blondynka wyjęła z szafki patelnię, postawiła ją na gazie, dodała trochę masła i poczekała, aż się rozpuści. Rozbiła jajka, które wylądowały na patelni. Zamieszała kilkakrotnie i po upływie kilku minut uznała, że jajecznica jest gotowa. Dosypała trochę szczypiorku, wyłączyła gaz i gotowy posiłek ułożyła na trzech talerzach.
— Oscar, idź obudź ciocię, bo wszystko zaraz wystygnie.
Naczynia ustawiła na stole. Wstawiła wodę na herbatę i kawę dla Katy. Po krótkim czasie do kuchni weszła ciotka i, jak to miała w zwyczaju, przywitała się z Ellie, usiadła przy stole, a Oscar obok niej. Dziewczyna nalała wody do kubków i postawiła je na meblu naprzeciwko cioci.
— A co to za okazja? — spytała, sięgając po widelec.
— Bez okazji, po prostu chcieliśmy być mili. — Uśmiechnął się chłopiec.
— Ach tak? Bądźcie mili częściej. — Zaśmiała się.
Cała trójka zaczęła jeść, a Ellie skromnie stwierdziła, że jajecznica nie wyszła jej najgorzej. Lubiła gotować, sprawiało jej to samą przyjemność, a jeśli to komuś smakowało, to dlaczego miałaby przestać?
Po kilku minutach blondynka skończyła jeść, odstawiła talerz do zmywarki i poszła do swojego pokoju, by przygotować się na dzisiejszy dzień w szkole. Otworzyła szafę, chwyciła w dłonie koszulkę z nadrukiem i najzwyklejsze jeansy. Bardzo je lubiła.
Ubrania zabrała ze sobą do łazienki. Zamknęła drzwi na kluczyk, a rzeczy, które miała ze sobą, położyła na pralce. Wzięła szybki prysznic, po czym w ręczniku podeszła do umywalki i umyła zęby. Wysuszyła włosy, decydując się na rozpuszczenie ich. Założyła ciuchy i wyszła z pomieszczenia.
Na korytarzu spotkała Katy. Kobieta uśmiechnęła się do niej i po chwili zniknęła w drzwiach swojej sypialni. Gdy dziewczyna chwyciła za klamkę drzwi od jej pokoju, obok niej, ni stąd ni zowąd, pojawił się Oscar.
— Dziękuje, Ellie. — Przytulił się do niej. — Postaram się nic już więcej nie zniszczyć — dodał, odklejając się od osiemnastolatki. Pomachał jej i również poszedł do siebie.
Popatrzyła się jeszcze raz w miejsce, gdzie przed chwilą był chłopiec, po czym weszła do pokoju. Ukucnęła przy plecaku i wyciągnęła plan lekcji na dzisiejszy dzień. Lustrowała wzrokiem kartkę, aż natrafiła na ostatnie dwie lekcje, jakimi były dwie godziny WF.
Ktoś mógłby skłamać, gdyby powiedział, że Ellie nie lubi tej lekcji. I choć była dość leniwa, interesowała się sportem. Czasami sama wybierała się na poranny bieg czy choćby spacer po pobliskim parku. Spakowała strój, a także książki na dzisiejszy dzień.
Usiadła na łóżko. W pewnej chwili pomyślała o Jane. Miała nadzieję, że pojawi się dzisiaj w szkole i będą mogły porozmawiać, chociaż przez chwilę. Myślała, że powinna ją przeprosić. Ale za co? W jakiś sposób czuła się źle, bo odmówiła jej spotkania się, choć bardzo tego chciała. Prawda była taka, że po prostu się bała.
Wstała z materaca, schowała komórkę do kieszeni spodni i z plecakiem wyszła z sypialni. Dotarła do salonu i od razu znalazła się na sofie. Z ławy wzięła pilota, którym włączyła telewizor. O tej porze nie było nic ciekawego. Same programy śniadaniowe, więc nie pozostawało jej nic innego, jak oglądać jeden z nich.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał już dwadzieścia po siódmej. Wyłączyła telewizor, wstała z sofy i zabrała plecak, po czym pożegnawszy się z ciocią wyszła z domu. Dobrym wyborem było wzięcie bluzy, gdyż rankiem było zimno, przynajmniej Ellie to odczuwała.
Postanowiła, że pójdzie tą dłuższą drogą, aby wejść do sklepu po wodę. Blondynka nie wyobrażała sobie WF bez chociażby małej butelki wody. To tylko pobudzało ją do dalszego treningu i dodawało mnóstwo energii.
Po kilku minutach dotarła do sklepu. Weszła do środka i od razu skierowała się w stronę działu z napojami. Sięgnęła po butelkę z półki. Musiała przy tym ustać na palcach. Cóż, nie była zbyt wysoka.
— Dzień dobry, Ellie — usłyszała za sobą.
Obróciła się w stronę głosu i zmarszczyła brwi. Była bardzo zdziwiona, ponieważ z pewnością nie znała tej kobiety. Jednak ta nie zauważyła jej zdezorientowania. Uśmiechnęła się przyjaźnie, podeszła do niej i przytuliła. Ellie nie wykonała żadnego ruchu. Nie wiedziała, co miała zrobić w tej sytuacji.
— Dzień dobry. — Bardziej spytała niż powiedziała. Była bardzo zakłopotana.
— Co u ciebie słychać? Dawno się nie widziałyśmy. — Jej uśmiech powiększył się ( o ile było to możliwe).
— Przepraszam, ale nie pamiętam, byśmy się kiedyś widziały.
— Co ty wygadujesz. — Zaśmiała się nerwowo.
— Nie znam pani.
— Jak to, przecież… — Zamyśliła się na chwilę. — Ellie, naprawdę mnie nie poznajesz?
— Nie. — Pokręciła głową. — Przepraszam, ale muszę już iść. — Odwracała się już w stronę kasy, jednak kobieta nie ustępowała.
— Ale Ellie, poczekaj.
Przyśpieszyła tylko kroku, będąc już obok kasy. Podała sprzedawcy butelkę, którą skasował i oddał dziewczynie. Blondynka w szybkim tempie wyjęła pieniądze z kieszeni, podała je mężczyźnie i, nie czekając na resztę, wyszła ze sklepu.
Przez całą drogę do szkoły zastanawiała się, kim była ta kobieta. Znała ją, ewidentnie ją znała. Wydawała się być smutna, gdy powiedziała, że jej nie poznała. Jednak był w niej coś bardzo znajomego. Oczy. Było w nich coś, czego nie umiała określić. Myślała, że może spotkała ją kiedyś, a teraz po prostu nie pamiętała.
Na dziedzińcu zauważyła kilka osób z klasy. Wśród nich nie było Jane. Ale przyjdzie, na pewno. Teraz można by powiedzieć, że Ellie zachowywała się jak tamta wczoraj.
Weszła do szkoły, od razu podchodząc do szafki. Wyjęła potrzebne książki, a plecak schowała do środka. Po tej lekcji zacznie się WF, z czego była zadowolona, nawet bardzo. Gdy zamykała szafkę, poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
— Cześć — Przywitał ją radosny głos Jane.
— Hej. — Obróciła się w stronę dziewczyny, posyłając jej lekki uśmiech, który oczywiście odwzajemniła.
— Nauczona?— zapytała, na co skinęła tylko głową. — W mojej wcześniejszej szkole kartkówek nie było zbyt często, kilka na miesiąc i to ze wszystkich przedmiotów.
— Da się przyzwyczaić. — Wzruszyła ramionami.
— Może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? — spytała Jane, gdy obie szły w stronę klasy. — Nawet do nie do mnie, może na miasto? Oprowadzisz mnie trochę po okolicy. Co ty na to?
— Um. — Musiała się przez chwilę zastanowić.
— Nie daj się prosić. I nie próbuj mi wmówić, że jesteś dziś zajęta. — Pogroziła jej palcem, co wyglądało dość zabawnie.
— Okej — mruknęła w końcu i popatrzyła się na blondynkę obok.
— Świetnie. — Zaśmiała się, a na jej twarz wkradł się triumfujący uśmiech.
Pod klasę dotarły w momencie, gdy zadzwonił dzwonek. Ellie wyjęła jeszcze telefon, by napisać krótką wiadomość do ciotki. Po co ma się denerwować, gdy nie wróci do domu od razu po lekcjach? Chociaż dziewczyna ma już te marne osiemnaście lat.
W pewnej chwili usłyszała głośne chrząknięcie, więc odwróciła się i zauważyła nauczyciela ze zniecierpliwioną miną. Wybełkotała ciche przepraszam, zeszła mu z drogi i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że stała przy samych drzwiach. Zażenowana tą sytuacją starała się nie patrzeć stronę pana Rogers’a w czasie trwania lekcji.
Oczywiste było, że mężczyzna będzie pytał z ostatniej lekcji i oczywiste było też, że spyta właśnie Ellie. Nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w… czymkolwiek. Wszystko musiało być ułożone, tak jak on chciał. Nie znosił sprzeciwów, więc blondynka musiała wykonać kilka zadań na tablicy i odpowiedzieć na garstkę pytań.
W tym momencie dziewczyna cieszyła się, że chociaż na chwilę zajrzała do książki i zeszytu, bo zapamiętała co nieco i teraz mogła się trochę wykazać. Nauczyciel nie był zaskoczony, gdy słuchał, jak odpowiadała. W końcu wstawił jej ocenę, a Ellie odeszła do ławki. Następnie do odpowiedzi wywołał kolejnego ucznia. Tak minęła cała lekcja.
Zadzwonił dzwonek, a wszyscy uczniowie wybiegli z klasy jak najszybciej. Blondynka szła obok Jane, która opowiadała jej o dotychczasowej nauce w swojej szkole. Mieli tam o wiele luźniejsze lekcje. Nauczyciele uczyli ich niewiele, lecz wymagali od nich o wiele więcej.
— Jak na razie podoba mi się tutaj. Myślałam, że będzie gorzej, choć tutaj też możesz paść ofiarą starszych. Chwila nieuwagi, a leżysz na podłodze albo uderzasz plecami o szafki.
— Skąd ja to znam.
— Bardziej przyziemnie czy…
— I jedno i drugie. Jestem bardzo niska i przez to mnie nie zauważają albo robią to specjalnie. To już zależy od sytuacji.
— Od sytuacji?
Skinęła głową, jakby na potwierdzenie swoich słów. Usłyszały dzwonek na lekcje i udały się do szatni.
— Ciekawe, co będziemy dzisiaj robić — powiedziała podekscytowana.
— Zapewne biegać.
— Bieganie jest całkiem, ale nie żeby robić to na każdej lekcji. Wolę jakieś gry sportowe, albo, hm, pływanie, tak pływanie jest fajne.
— Wiesz, jeżeli pogoda będzie dopisywać, a od razu ci mówię, że dla nauczycielki nie ma znaczenia czy jest ciepło, czy zimno, po prostu ma nie padać deszcz lub śnieg i tyle.
— Oh.
Blondynka zaprowadziła Jane do przebieralni, gdzie zmieniły ubrania na te sportowe. Włosy związała w kucyk, by nie przeszkadzały jej podczas biegania. Wyszły z pomieszczenia, w którym zostało jeszcze kilka dziewczyn. Skierowały się w stronę wyjścia, gdzie czekała już na nich nauczycielka.
— Witajcie, moje drogie. Zaczynamy kolejny rok, który wiąże się z bieganiem. I tak jak mówiłam wam wcześniej, nie robię tego, by was zniechęcić do lekcji, jaką jest WF, tylko po to, abyście miały dobrze wyrobioną kondycję i żebyście później wyglądały tak młodo, jak ja. — Kilka dziewczyn zaśmiało się, przez co pani Baxter spojrzała się na nie rozbawionym wzrokiem. Kobieta mówiła poważnie. — Widzę, że wszystkie oprócz Alice są przebrane. Jaki jest powód tym razem?
— Zapomniałam stroju — odparła wciąż pewna siebie.
— W takim razie zaraz ci coś znajdę, więc chodź ze mną, a reszta na stadion, rozciągać się.

Wszystkie ruszyły do wyznaczonego miejsca. Obok Ellie szła Jane, przez cały czas nawijając o tym, jak wyglądała pani Baxter. Cóż, nie była jakąś pięknością, ale nie wyglądała też tak źle, jak to opisywały inne dziewczyny. Kobieta około czterdziestki, wysoka, ciemne włosy, sięgające do łopatek, nieco pulchna twarz.  Nosiła okulary, często ubierała się w dresy, zresztą, tak jak powinna, przecież jest nauczycielką WF czyż, nie?
Kiedy dotarły na stadion, ustawiły się w jednym rządku i rozpoczęły bieganie truchtem. Krótka rozgrzewka.
Gdy skończyły jedno kółko, kilka z dziewczyn zaczęło się śmiać i wskazywać na kogoś lub coś palcem. Ellie spojrzała w tamtym kierunku, również zaczynając się śmiać.
Powodem rozbawienia była oczywiście Alice, ubrana w za duże zielone (neonowe) spodenki i ciemnoniebieską koszulkę. Ellie zdecydowanie  zapamięta to na bardzo długo. W końcu ona była w czymś gorsza, więc dlaczego miałaby o tym zapomnieć?

Pod dwóch godzinach wszystkie dziewczyny były zmęczone i myślały tylko i wyłącznie o powrocie do domu. Wpadły do szatni, gdzie dało się już wyczuć zapach dezodorantów. Ellie, jeszcze nie przebrana, jak najszybciej wyszła z pomieszczenia.
Gdy znalazła się w łazience, weszła do jednej z kabin i założyła normalne ubrania. Usiadła pod parapetem i  wyjęła dzwoniący telefon z plecaka.
— Halo?
— O, Ellie, mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam. Dopiero teraz odczytałam sms’a — usłyszała głos ciotki. — Posłuchaj, idę dzisiaj odprowadzić Oscara do kolegi i sama spotykam się z Emily, więc będziemy w domu nieco później, masz klucze?
— Um , tak mam — odpowiedziała po chwili, sprawdzając zawartość plecaka.
— Okej. Wiesz, nie chcę wyjść na wścibską i ciekawską, ale zrozum, że muszę wiedzieć, z kim dzisiaj wychodzisz.
— Spokojnie, to tylko koleżanka. Pójdziemy na miasto i wrócę o w miarę przyzwoitej porze, nie bój się.
— Zadzwoń, jak wrócisz, choć może i będę koło ósmej, dziewiątej.
— Dobra, to ja kończę, bo muszę iść na chemię, pa.
— Miłej zabawy.
Zakończyła połączenie i schowała telefon do kieszeni. Na koniec przejrzała się jeszcze w lustrze i, zakładając plecak na ramię wyszła z toalety. Schodami dostała się na piętro, gdzie odbędzie się chemia.
Usiadła pod salą i czekała na dzwonek, w międzyczasie obok niej znalazła się Jane, która wyłożyła się nieopodal.
— Nienawidzę WF — mruknęła, opierając się Ellie
— Nie jest aż tak źle. — Wzruszyła ramionami.
Zadzwonił dzwonek, a z klas zaczęli wychodzić uczniowie. Ellie skuliła się, ponieważ nie chciała zostać zgnieciona, podobnie, jak Jane. Po kilku minutach na korytarzu zrobiło się luźniej, więc teraz dziewczyny mogły rozmawiać swobodniej.
Przemowę nauczycielki przerwał ostatni już dzwonek, a co się z tym wiąże? Koniec lekcji. Kilkoro uczniów wybiegło już z klasy, jednak reszta została i zapisywała pracę domową. Chwilę później pozostali pakowali się i wychodzili z sali.
Ellie myślała, że tym razem uda jej się dojść do szafki bez jakichkolwiek obrażeń. W momencie, gdy uderzyła łokciem o ścianę, wiedziała, że często będzie miała takie wypadki.
Wrzuciła książki do szafki i zabrała plecak, zamknęła ją i wyszła ze szkoły. Przez kilka minut czekała na Jane, z którą miała przecież gdzieś wyjść.
— To gdzie idziemy? — spytała Ellie.
— Może kawiarnia albo centrum — zaczęła wymieniać. — Chyba centrum będzie dobrym rozwiązaniem. Może coś sobie wypatrzę, a ty mi pomożesz. Może przy okazji też coś kupisz. — mówiła bardzo szybko, a dziewczyna naprzeciwko ledwo nadążała.
— Niech będzie centrum. — Przystała na jej propozycję.
Podczas drogi, Jane opowiadała (ponownie) o swoich znajomych w Glasgow. Wymieniała po kolei imiona, blondynka obok wyłapała tylko kilka z nich.
— Skoro miałaś tam aż tyle znajomych, to dlaczego się tu przeprowadziłaś? — spytała, patrząc na nią.
— Zdecydowali o tym moi rodzicie. Tata znalazł tu dobrą pracę i mieszkanie. Mama miała tutaj bliską rodzinę, a ja, cóż, zaczęłam wszystko od nowa. Chociaż wciąż mam kontakt z ludźmi z miasta, to co innego jest rozmawiać z nimi przez telefon, a co innego spotkać się na żywo. Może z tutaj do Glasgow nie jest, aż tak dużo kilometrów, jednak to jest w jakimś sensie przeszkodą, prawda?
— W sumie. Dobrze, że jest Internet i inne sposoby na rozmowy. — Uśmiechnęła się.
— Cieszę się, że cię tutaj spotkałam. Jesteś naprawdę sympatyczną osobą, lepszą niż Alice w tych zielonych spodenkach — powiedziała, na co Ellie wybuchła śmiechem. 

1.14.2015

Rozdział 2





Beta: Aranel



Mówią, że najpiękniejszy uśmiech to ten, który wiele wycierpiał.



Ten dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze. Ellie wczorajszego dnia zapomniała nastawić budzik. Powodem była matka dziewczyny, która przez resztę jej drogi do domu do niej wydzwaniała. Zdenerwowana weszła do swojego pokoju, rzuciła plecak na ziemię i położyła się na łóżko. Zaczęła czytać książkę, a około dziesiątej zasnęła, kompletnie zapominając o włączeniu alarmu.
W związku z tym, teraz zerwała się z łóżka. Za dziesięć ósma. Pobiegła do szafy, wyciągnęła z niej jeansy i lekko pomarańczową koszulkę. Ubrana wybiegła z pokoju, po drodze biorąc plecak i komórkę. Weszła do kuchni, zastając tam całkowitą pustkę. Chwyciła tylko kanapkę z talerza i moment później była w przedpokoju i zakładała buty.
Starała się, w jak najszybszym tempie dojść do szkoły i nie być bardziej spóźnioną niż już jest. W ciągu kilku minut przeszła, a raczej przebiegła większość drogi. Była już na ostatnim skrzyżowaniu, które dzieliło ją od dziedzińca. Gdy się tam znalazła, spojrzała na godzinę w komórce. Spóźniona. Westchnęła cicho i weszła do budynku.
Od razu podeszła do szafek, wyjmując książki na aktualną lekcję czyli chemię. Odwróciła się, chcąc iść prosto w stronę klasy, jednak drogę zablokowała jej jedna z nauczycielek.
— Pani Goldberg — powiedziała zakłopotana. — Dzień dobry.
— Witaj Ellie, dlaczego nie ma cię teraz na chemii? — zapytała, podnosząc jedną brew do góry.
— Przepraszam. Nie włączyłam budzika i zaspałam.
— W takim razie — Zerknęła na zegarek na nadgarstku. — lekcja niedługo się kończy, więc nie ma sensu, byś przeszkadzała panu Edwardowi. Usprawiedliwię cię, ale staraj się więcej nie spóźniać.
— To był pierwszy i ostatni raz.
­— Więc zapraszam do gabinetu.

Skinęła głową i poszła za nauczycielką w dobrze znane jej miejsce. Dość często przesiadywała w pokoju nauczycielskim, pijąc herbatę lub po prostu rozmawiając z panią Goldberg, która była jedną z tych lepszych nauczycielek. Ellie bardzo ją lubiła, co może wydawać się dziwne. Bo, który uczeń ma takie relacje z nauczycielem?
Po chwili znalazły się w pomieszczeniu, a blondynka od razu zajęła swoje stałe miejsce na sofie. Podczas gdy kobieta przygotowywała herbatę, osiemnastolatka wyjrzała przez okno.
Wrzesień tego roku znacznie różnił się od poprzedniego. Pogoda, jak na razie dopisywała. Na niemal bezchmurnym niebie świeciło słońce. To, chociaż trochę poprawiało humor Ellie, który i tak zdążył się popsuć już rano. Dziewczyna zdecydowanie lubiła taką pogodę. Nie przepadała za jesienią, która miała nadejść już niedługo i zimą, niosącą ze sobą zimno i śnieg.
Podczas gdy rozmyślała nad pogodą, na stoliku pojawiły się dwa kubki z gorącą herbatą. Usłyszała lekkie chrząknięcie. Popatrzyła się na nauczycielkę przepraszającym wzrokiem. Pani Goldberg wpatrywała się w jej oczy, jakby chciała w nich coś odszukać. Tylko czego?
— I znowu odleciałaś? — Uśmiechnęła się lekko. — Dość często to robisz.
— Co robię? — spytała, wciąż nie rozumiejąc jej słów.
— Kiedy tutaj przychodzimy, siadasz właśnie tu i patrzysz się w okno, w czasie, gdy ja przygotowuję herbatę. Do teraz zastanawiam się, nad czym tak intensywnie myślisz.
— Czasami sama nie wiem, co robię. Myślę o… — Zastanowiła się przez chwilę. — ...o wszystkim. Może o czymś ważnym, a może nie. Niczego już nie jestem pewna. Spędzając ze mną dużo czasu, powinna się pani już przyzwyczaić. — Wzruszyła ramionami.
— Jeszcze tego nie zrobiłam.
— To powinna się pani pośpieszyć. To już mój ostatni rok w tej szkole.
— Będzie mi cię bardzo brakować. Z kim ja teraz będę rozmawiać, co? — Zaśmiała się.
— Przecież co roku przychodzi tu mnóstwo osób. Z pewnością znajdzie się ktoś, kogo będzie można lubić.
— Skoro tak mówisz. — Zawahała się na moment, nie wiedząc czy dobrze będzie, jeśli zacznie ten temat. — Ellie, przepraszam, że spytam, ale.. jak twoje relacje z mamą?
— Nie wiem, czy możemy tu mówić o jakichkolwiek relacjach. Naprawdę próbowałam ją jakoś zaakceptować, ale nie potrafię. Gdy próbuję z nią rozmawiać, nie mogę się opanować i mówię coś czego nie powinnam. Ale nie tylko ja jestem winna. Przecież ona też nie powinna odchodzić, prawda?
— Masz rację, jednak to wciąż twoja mama. Owszem, nie wyszło jej na początku, ale teraz stara się to naprawić. W pełni cię rozumiem i nie każę ci rzucić się jej w ramiona i przebaczyć. Może uda wam się stopniowo odrobić zaległości. W życiu wszystko może się wydarzyć, Ellie. To ty decydujesz, kto zostanie w twoim życiu, a kto z niego odejdzie. — Uśmiechnęła się i lekko pogładziła jej dłoń.
Blondynka wsłuchiwała się w wypowiedź kobiety i powoli ją analizowała. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, jak odpowiednio złożyć słowa, by skleić je w mądrą i sensowną wypowiedzieć. Siedziała, więc cicho, czując się bardzo zakłopotana.
Wybawieniem okazał się być dzwonek. Ellie pożegnała się z nauczycielką i wyszła z gabinetu. Chciała dostać się do klasy, jednak zanim tam dotarła, musiała przepchać się przez tłum uczniów, który szczególnie jej to utrudniał. W końcu znalazła się obok drzwi sali. Oparła się o ścianę i odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po korytarzu i zauważyła kilka dziewczyn z klasy, w tym Alice. Patrzyła na nią z politowaniem i wyższością wymalowaną na twarzy. Dziewczynę przestało to już interesować. Wyjęła z kieszeni spodni komórkę i zauważyła jedną, nieodebraną wiadomość od Katy:
Odezwij się, jak wstaniesz. Nie spóźnij się tylko. Buziaki :*
Za późno — powiedziała sobie w myślach.
Postanowiła, jednak jej odpisać:
Budzik nie zadzwonił, nie było mnie na pierwszej lekcji. Porozmawiamy w domu, okej?
Kliknęła wyślij, po czym schowała telefon. Zadzwonił dzwonek, a dziewczyna już z końca korytarza widziała panią Goldberg, która teraz będzie miała z nią lekcję, a dokładniej fizykę.
Nauczycielka otworzyła drzwi od sali, wpuściła uczniów do środka i sama weszła do klasy, zajmując miejsce przy biurku. Położyła na meblu swoją torebkę oraz materiały na dzisiejszą lekcję. Kobieta zawsze była przygotowana do zajęć, nigdy nie zdarzyło się jej niczego zapomnieć. I nikt na nią nie narzekał, choć czasami były ku temu powody, na przykład niezapowiedziane kartkówki czy  branie do odpowiedzi.
Ellie zajęła swoje stałe miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Rozpakowała się i w momencie, gdy spojrzała na tablicę, zauważyła Jane. Uśmiechała się do niej szeroko, co dziewczyna lekko odwzajemniła, by potem skupić się na lekcji.
6 godzin później
— … wiecie już o tym z poprzedniej klasy, a jeżeli nie, to proszę zajrzeć do zeszytów. Przygotujcie się solidnie na jutro, gdyż planuję zrobić kartkówkę z dzisiejszej lekcji — mówiła kobieta, chodząc po klasie.
— Ale dopiero wczoraj zaczęła się szkoła i od razu kartkówka? — wypowiedział się jeden z uczniów.
— Cóż, mamy dużo materiału, który musicie opanować, a jeżeli nie będę pytać lub nie będę robiła kartkówek, niczego się nie nauczycie. Wymagam od was więcej, ponieważ wiem, że potraficie dostawać dobre oceny. — Uśmiechnęła się.— Takie uroki liceum.
Dalszą wypowiedź nauczycielki przerwał dzwonek. Dla Ellie była to ostatnia lekcja, więc spakowała książki i wyszła na zatłoczony korytarz. Tego dnia chciała dotrzeć do szafek bez najmniejszego potknięcia się czy obicia o ścianę. Wzięła głęboki wdech i przystąpiła do działania. Wmieszała się w tłum i zatrzymała się dopiero przy szafkach, niestety – uderzając o metal. Jęknęła z bólu. Po kilku minutach odetchnęła, odwróciła się, wpisała kod, wrzuciła książki i trzasnęła drzwiczkami, zupełnie się nie kontrolując. Ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych.
Zauważyła, że na korytarzu było o wiele mniej osób niż wcześniej, więc teraz spokojnie szła w stronę wyjścia ze szkoły. Na dziedzińcu niemalże od razu przybiegła do niej Jane, której buzia się nie zamykała, nawet na chwilę.
— Gdzieś ty była co? Boże, myślałam, że coś ci się stało. Ja i moje głupia wyobraźnia. Tak, wiem, jestem panikarą i tak wiem, nie znamy się jeszcze za dobrze, ale naprawdę się o ciebie martwiłam. Nie miałam nawet telefonu, by zadzwonić, dasz mi go, nie? Oh, przepraszam, ja zawsze tak dużo mówię. — Zachichotała.
— Zapomniałam włączyć budzika. I to bardzo miłe.
— Co takiego?
— To, że się martwisz. — Uśmiechnęła się lekko, czując się... potrzebna?
— Jestem pierwszą osobą? Nie, co ja gadam, przecież… Uh, jesteś bardzo fajna. Nie rozumiem, dlaczego Alice…
— Znów interesuje się moim życiem bardziej niż ja. — Zaśmiała się kręcąc głową. — Ciekawa jestem, co tym razem wymyśliła.
— Nie wiem, co jest prawdą, a co nie, ale nie zamierzam jej słuchać, wystarczą mi już te historyjki, które opowiadała mi rano. — Pogładziła ramię niższej blondynki. — Właśnie! Zapomniałabym. — Złapała się za głowę. — Miałam cię o to spytać rano, ale ciebie nie było więc nie miałam jak.
— A mianowicie?
— Myślałam nad tym, byś przyszła dzisiaj do mnie. Porozmawiałybyśmy trochę, poznały się lepiej. Co ty na to?
— Chciałabym, ale… — Zastanowiła się, by wymyślić coś w miarę sensownego — ... muszę nauczyć się fizyki na jutro, sama słyszałaś. Może innym razem.
— Możemy też pouczyć się razem — zaproponowała.
— Naprawdę nie mogę. Może kiedy indziej. Do jutra.
— Um, cześć.

Ellie czuła się źle. Nawet bardzo źle. Po raz pierwszy zdarzyła się szansa na poznanie kogoś nowego, a ona musiała odmówić. W drodze powrotnej zastanawiała się, dlaczego w ogóle odmówiła Jane. Przecież, tak naprawdę, bardzo chciałaby nawiązać z nią kontakt. Chciałaby mieć kogoś, z kim można porozmawiać czy po prostu pobyć. Chciała mieć przyjaciela. I teraz to wszystko niszczyła. Swoim strachem przed popełnieniem błędu.
Wypadałoby mi was przeprosić za nieco spóźniony rozdział, więc: Przepraszam! Obiecuję poprawę :) A tak na serio, to czekałam na betę, by sprawdziła mi rozdział. Nic się nie stało, co? Dajcie koniecznie znać, jak wam się podoba rozdział :) Mówcie, czego oczekujecie, co wam nie pasuje, chętnie poczytam co macie do powiedzenia. Pozdrawiam ^^

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję