1.26.2015

Rozdział 4



Beta: Aranel



Mądry człowiek uczy się od każdego, tylko głupi wie wszystko



Tego dnia wszystko wydawało się być inne. Nienaturalne. Pokręcone. Nic nie trzymało się siebie; Katy była zamyślona, a Oscar wydawał się być nieobecny. A Ellie? Siedziała na krześle w kuchni, grzebiąc łyżką w misce pełnej płatków i mleka. Nie wiedziała, co się działo wokół niej. Odkąd pamiętała, w tym domu nigdy nie było tak cicho.
Blondynka ubrała się dzisiaj dość zwyczajnie, czyli, tak jak zawsze. Plecak postawiła wcześniej obok krzesła, na którym siedziała. Kiedy wkładała miskę do zmywarki odwróciła się w stronę stołu, przy którym jeszcze chwilę wcześniej siedziała Katy z Oscarem. Usłyszała głośne tupanie na schodach i po chwili zastanowienia stwierdziła, że musiał być to chłopiec. Ciotkę natomiast słyszała z salonu, więc poszła w tamtą stronę.
— ...mówiłam, że nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, może, to przez… — Zakryła usta dłonią, gwałtownie wstając z kanapy. — … przecież lekarze mówili, że wszystko będzie jak dawniej — powiedziała załamana. — Przepraszam cię. Postaram się z nią porozmawiać, tak nie może być — mówiła. Po chwili odwróciła się w stronę Ellie. Widać było po niej, że jest bardzo zaskoczona i nieco przerażona. — Muszę kończyć i odwieźć dzieci do szkoły. Do zobaczenia.
— Coś się stało? Jesteś cała blada. — Popatrzyła się na nią.
— Wszystko jest w jak najlepszym porządku. — Odetchnęła. — Podwieźć cię?
— Zaczynam godzinę później, więc się przejdę.
— To ja już jadę z Oscarem. Miłego dnia. — Uśmiechnęła się lekko i czym prędzej wyszła z salonu.
— Tak, miłego dnia — mruknęła, patrząc, jak oddalała się.
Ellie zastanawiała się nad zachowaniem ciotki. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek się tak zachowywała. Tak tajemniczo. Mówiła jej większość rzeczy i oczywiste, że nie wszystko, bo przecież każdy ma jakieś tajemnice, których nie chce ujawnić nawet tym najbliższym osobom.
Spojrzała na zegarek, stwierdzając, że pora już wyjść. Zabrała plecak, w przedpokoju założyła buty i wyszła z domu. Zamknęła drzwi na klucz, sprawdzając jeszcze raz, czy były one dobrze zamknięte.
Gdy znalazła się na ulicy, rozejrzała się wokoło i coś, a raczej ktoś przykuł jej uwagę. Była to kobieta, którą spotkała wczoraj w sklepie. Pomachała jej i uśmiechnęła się radośnie. Ellie, nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, jak najszybciej przeszła na drugą stronę ulicy, znikając w parku.
Usiadła na jednej z ławek, oparła się o drewno i przymknęła oczy, rozkoszując się przyjemną ciszą. Lubiła tu przesiadywać i myśleć. Raczej wolała myśleć. Jest to jedno z miejsc, do których rzadko kto przychodził, więc nie musiała się przejmować obecnością innych osób.
W pewnym momencie usłyszała szelest liści, którego z pewnością nie wywołał wiatr i odgłos podobny do dźwięku pękającej gałęzi. Otworzyła oczy i spojrzała w stronę źródła hałasu. Zmrużyła nieco oczy, dostrzegając kogoś przy jednym z krzaków. Osoba zza rośliny zorientowała się, że blondynka się jej przyglądała i od razu uciekła. Ellie zauważyła jedynie kolor bluzy tajemniczego gościa.
W jak najszybszym tempie wstała z ławki, ruszając w stronę wyjścia z parku. Oczywiście, od innej strony. Przez głowę Ellie przebiegało w tym momencie wiele różnych myśli. Począwszy od zaistniałej niedawno sytuacji. Wciąż była w szoku i zastanawiała się, kim była owa osoba. Z pewnością nie chowała się za krzakami ot tak i z pewnością nie patrzyła na blondynkę bez powodu. Ten dzień robił się coraz to dziwniejszy.
Po kilku minutach dotarła do szkoły. Gdy znalazła się w środku, od razu poszła do swojej szafki, wymieniła książki i poszła pod salę. Zastała tam kilka osób z klasy, w tym Jane, która na jej widok uśmiechnęła się przyjaźnie i poklepała miejsce na ławce obok siebie. Ellie usiadła na wskazanym miejscu, a blondynka obok zaczęła rozmowę.
— Cześć, Ellie. Jak się czujesz, po wczorajszym zderzeniu z drzwiami? — Zaśmiała się.
Osiemnastolatka odgarnęła lekko grzywkę z czoła, tak, by nikt poza nimi nie widział i pokazała jej tworzącego się tam siniaka. Jane roześmiała się jeszcze bardziej, zakrywając usta dłonią. Blondynka dźgnęła ją łokciem, powodując, że chociaż na chwilę zamilkła.
— To wszystko twoja wina — mruknęła, opierając się o ścianę i wzdychając cicho.
— Moja? Po prostu powiedziałam, że podobno mają tam dobre ciasta i chciałam się przekonać, czy aby na pewno tak jest i chcę ci przypomnieć, że to ty zagapiłaś się, stojąc przed kawiarnią i dopiero wtedy ktoś uderzył cię drzwiami.
— Mogłaś mnie chociaż ostrzec, przynajmniej bym się odsunęła i dała przejść temu chłopakowi.
— Znowu masz jakieś „ale”. Oh, Ellie, siniak nie zniknie tak szybko. Posmaruj go czymś, robiłaś okłady?
— Nagle się martwisz.  — Prychnęła, na co Jane pokręciła tylko głową.
— Po prostu gdybyś uważała, nie byłoby tego. I nie próbuj zwalać na mnie winy, bo i tak wiesz, że to twoja zasługa, no i tego chłopaka, który na ciebie wpadł.
— Właśnie, on też mógł uważać.
— Nie to powiedziałam. Uważaj następnym razem. A właśnie…
— Nie będzie następnego razu — mruknęła, zakładając ręce na wysokości piersi.
— Właśnie chciałam cię zapytać, czy jutro wyjdziemy gdzieś razem. Moi rodzice jadą do znajomych, więc mam cały dzień wolny. Co ty na to?
— Muszę niestety odmówić. Zajmuję się bratem, a potem pracuję.
— Pracujesz? W wakacje też myślałam o zatrudnieniu się gdzieś. Może w jakiejś kawiarence? — mówiła. — A może cię odwiedzę? Będę miała tyle wolnego czasu i wolę nie marnować soboty na siedzeniu w książkach.
— Wolałabym nie. Szefowa bardzo pilnuje zasad i woli, gdy nie spotykamy się ze znajomymi podczas pracy. — Wzruszyła ramionami. Skłamała.
— No trudno. A może po pracy uda nam się jeszcze zobaczyć? — spytała. — Zauważyłaś, jaka jestem namolna? — Zaśmiała się.
— Skądże! Wcale nie widać. — Parsknęła śmiechem.
— Można się chyba przyzwyczaić, nie? — zapytała, patrząc się na Ellie.
— Pożyjemy, zobaczymy.
— Więc do odpowiedzi zapraszam pana z numerem 17 — powiedziała nauczycielka, podnosząc wzrok znad dziennika.
Po klasie rozeszły się szepty i szuranie krzesła, a po chwili przy biurku pani Jenkins pojawił się wskazany wcześniej chłopak. Kobieta zaczęła dyktować mu zadanie, podczas gdy brunet zapisywał niektóre dane na tablicy. Ćwiczenie rozwiązał dość szybko i, jak się okazało, poprawnie. Pochylił się nad dziennikiem, by zobaczyć, jaką ocenę wpisała mu nauczycielka i z triumfującym uśmiechem wrócił do ławki. Siedzący obok niego Greg, przybił mu piątkę, a następnie, szepnął mu coś do ucha.
— To do zobaczenia w poniedziałek  — powiedziała Ellie.
— Wychodzi na to, że nie wiem, gdzie pracujesz, ale dowiem się. — Pogroziła zabawnie palcem. — Spodziewaj się moich częstych wizyt. Ktoś przecież musi uprzykrzać ci życie, nie?
— I to musisz być ty? — spytała rozbawiona.
— Akurat wypadło na mnie. Chyba że wolisz kogoś innego. Ale i tak wiem, że chcesz żebym cię odwiedziła i nie gadaj, że nie. — Zaśmiała się. — Więc, do poniedziałku.
— Tak, cześć.
Jane przytuliła dziewczynę, co oczywiście odwzajemniła, choć zrobiła to z lekką niepewnością. To wszystko wciąż było dla niej nowe. Z plecaka wyjęła słuchawki, podłączyła je do telefonu i włączyła pierwszą lepszą piosenkę. Tym razem postanowiła, że do domu wróci tą dłuższą drogą ze względu na dzisiejszą sytuację.
Mijając któryś z kolei dom zauważyła wychodzącą zza furtki panią Hurt. Podeszła, więc do niej, chcąc się przywitać, ponieważ nie potrzebowała słuchać narzekań staruszki z powodu rzadkiego spotykania się. Kobieta miała już nieco ponad siedemdziesiąt lat, ale wciąż dobrze się trzymała i regularnie wychodziła z domu, nie chcąc ciągle siedzieć w jednym miejscu. I, za to lubiła ją Ellie.
— Dzień dobry — powiedziała, uśmiechając się i schylając, by przytulić sąsiadkę.
— O, dzień dobry Ellie! — Zaśmiała się. — Kiedy ja cię ostatni raz widziałam. — Zastanowiła się. — Dziecko, jak ty szybko rośniesz —  mówiła na tyle głośno, by kilka osób, z drugiej strony ulicy spojrzało się na nie. — I wypiękniałaś. Chodź, zapraszam cię na herbatę i świeżo upieczony sernik. — Chwyciła jej ramię.
— Bardzo panią przepraszam, ale śpieszę się do domu. Może innym razem — zaproponowała.
— Oh, no dobrze. — Westchnęła. — Następnym razem nie przyjmuję odmowy.
— Zapamiętam, do zobaczenia.
—Do zobaczenia, kochana. — Pomachała blondynce.
Kiedy skręciła w stronę ulicy, na której znajdował się jej dom, zauważyła ciotkę, stojącą przed budynkiem. Nie była jednak sama. Naprzeciwko Katy stała ta sama kobieta, którą Ellie spotkała wczoraj w sklepie. Rozmawiały i widać było, że brunetka była nieco podenerwowana. Gorączkowo rozglądała się na boki. Najdłużej zatrzymała się przy wejściu do parku.
Blondynka wciąż miała słuchawki w uszach, więc, by nie budzić podejrzeń, wyciszyła tylko dźwięk i podeszła do kobiet. Katy wskazała głową na dom, dlatego dziewczyna od razu poszła w tamtą stronę. W szybkim tempie znalazła się w kuchni, wyglądając przez okno i obserwując sytuację na zewnątrz. Ciotka żywo gestykulowała dłońmi, jednak brunetka szybko zaprzeczała. Po kilkunastu minutach rozeszły się, a Ellie pobiegła do swojego pokoju, aby położyć się na łóżku i udawać, że była tam już od dłuższego czasu.
Dziewczyna usłyszała głośne kroki na schodach i po chwili do jej sypialni weszła Katy, siadając na łóżku na wprost blondynki.
— Jak było dzisiaj w szkole? — zapytała.
Miała nadzieję, że Ellie nie będzie jej o nic pytać, a szczególnie o zdarzenie sprzed chwili. Nie chciała o tym rozmawiać. Nie teraz.
— Kim była ta kobieta? — spytała od razu blondynka.
— Nie mam pojęcia. — Westchnęła, nie wiedząc, jak miała się teraz zachować.  
­ — Proszę, powiedz mi. Wczoraj rozmawiałam z nią w sklepie. Chociaż nie była to rozmowa, a krótka wymiana zdań i sama do mnie podeszła. Mówiła, że mnie zna, ale ja jej kompletnie nie pamiętam.
— Nie znam jej, Ellie.
— Musisz ją znać! — Wstała gwałtownie z łóżka, lekko podnosząc głos. — Może ją znałam, może mam z nią coś wspólnego. Ciociu! To może być coś naprawdę ważnego!
— Przykro mi, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na te pytania.
— Ale musisz coś wiedzieć, przecież… — Chciała dowiedzieć się od niej jak najwięcej. — ...może to jakaś twoja znajoma. Katy, musisz wiedzieć, uczestniczyłaś w moim życiu dłużej niż mama.
— Naprawdę nie wiem.
— Jakbyś przypomniała sobie o czymkolwiek, to proszę, powiedz mi.
— Na pewno. — Uśmiechnęła się i wstała, jednak, gdy nacisnęła klamkę odwróciła się na chwilę. — Obiad za dziesięć minut. — I wyszła.
A Ellie już wtedy wiedziała, że kłamała.
Katy weszła do kuchni, usiadła na krześle, chowając twarz we dłonie. Dzisiaj wszystko zaczęło ją przytłaczać. Szczególnie przeszłość. Zastanawiała się, skąd brunetka wiedziała, gdzie mieszkała, jaki był jej numer telefonu i, jak wyglądała teraz Ellie. Z ich dzisiejszej rozmowy wywnioskowała, że kobieta z pewnością nie odpuści…
— Przepraszam! — Usłyszała, gdy wychodziła z auta. — Tak się cieszę, że cię widzę.
— Co ty tu robisz? — spytała szybko, patrząc w stronę parku, by upewnić się, że w pobliżu nie było Ellie.
— Mamy sobie sporo do wyjaśnienia. Nigdzie nie spotkałam Grace, więc zostałaś mi ty. Co się z wami działo? — Popatrzyła się na Katy zawiedziona.
— Nie mogę o tym mówić, przepraszam.
— Ale, to naprawdę ważne. Przecież wiesz, jak dobrze się dogadywałyśmy i w dodatku mój…
— Muszę już iść.   
— Chciałabym porozmawiać z Ellie.
— Nie wróciła jeszcze ze szkoły.
— Mam czas, poczekam — powiedziała, całkiem pewna siebie.
 — To nie jest najlepszy pomysł. Posłuchaj, umówmy się na jakiś konkretny dzień, porozmawiamy i postaram się wyjaśnić ci kilka spraw.
—Nie mogę sobie teraz tak po prostu iść.
—Ellie, ona... — Nie była pewna czy mogła o tym mówić. — ... nie wie o wszystkim. Wytłumaczę ci to, ale musisz dać mi na to czas. Spotkajmy się w poniedziałek, o której godzinie ci pasuje?
— Tak  późno? Dlaczego nie jutro?
— Nie wyrobię się wcześniej.
—Chciałabym usłyszeć od ciebie prawdę, Katy.
— Powiem. Powiem wszystko. — Westchnęła. — A teraz naprawdę muszę iść.
— W poniedziałek. O dwunastej w kawiarni dwie ulice dalej. Dokładny adres przyślę ci na telefon.

I, aż do teraz zastanawiała się czy, aby na pewno postąpiła słusznie… 


Cześć! Już sprawdzony. Z góry mówię, że rozdział jeszcze nie sprawdzony przez betę, więc mogą być błędy, ale myślę, że nie będzie ich bardzo dużo. Jak wam się podoba rozdział? Przepraszam, że dodaje je tak rzadko. A, jak odpowiada wam nowy szablon? Mi, osobiście bardzo przypadł do gustu :) Dajcie znać o sobie. Pozdrawiam i ściskam :*

3 komentarze:

  1. Świetny :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej właśnie skończyłam czytać twojego bloga i jestem pod wrażeniem. Świetny piszesz! :)
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję