Beta:
Aranel
Oto jest test, aby sprawdzić, czy twoja misja na Ziemi się skończyła: jeżeli żyjesz, nie jest skończona. — Richard Bach
Blondynka
wstała z łóżka. Czuła, że była jeszcze zmęczona i z chęcią przespałaby się
godzinkę bądź dwie, jednak nie widziała sensu w przewracaniu się na materacu z
boku na bok. Ten czas mogła spożytkować w inny sposób. Przez całą noc myślała o
wczorajszym zdarzeniu. O strasznym zdenerwowaniu ciotki, o sprzeciwieniu
Oscara, kobiety i jej córek. Myślała o wszystkim. Była ciekawa czy Katy znała
ją już wcześniej. Kobieta wyglądała na bardzo pewną siebie i nie wykazywała
przerażenia jak brunetka. Ellie chciała dowiedzieć się prawdy. Wiedziała, że
Katy coś przed nią ukrywa.
Dziś
czekał ją ciężki dzień w szkole i z chęcią zostałaby w domu, byleby choć na
chwilę się położyć. Przecież nikt z nauczycieli nie pozwalał spać na lekcji,
prawda?
Zeszła na
dół, skręciła do salonu i usiadła na sofie. Sięgnęła po pilot, którym włączyła
telewizję. Podkuliła nogi, czując, że zaczyna robić się nieco chłodniej. Okryła
się grubym, wełnianym kocem i w momencie zrobiło jej się cieplej. Przełączyła
na byle jaki kanał. O tej porze nie mogła natrafić na nic innego jak poranne
wiadomości. Westchnęła głośno ze znudzenia. Spojrzała na godzinę u dołu ekranu
i przez chwilę pomyślała, by spróbować zasnąć, jednak zrezygnowała z tego
pomysłu. Była piąta dziesięć rano.
W pewnej
chwili zamknęła oczy z powodu zmęczenia, jakie wywołała nieprzespana noc. Poczuła
się dziwnie. Przed sobą widziała tylko niebieskie tęczówki, które wpatrywały
się w te należące do dziewczyny. Chciała się obudzić.
W pewnym
momencie odczuła wrażenie, jakby ktoś nią potrząsał. Natychmiastowo otworzyła
oczy i westchnęła cicho. Wzrok przeniosła na swoją lewą stronę, gdzie zauważyła
Oscara.
— Co jest?
— spytała, ziewając.
— Mama
kazała cię obudzić, bo spóźnisz się do szkoły.
— Oh,
która jest godzina?
— Siódma.
— Już? — Zdziwiona
wstała z sofy i pobiegła w stronę łazienki.
Weszła do
środka, zamknęła drzwi, zrzuciła piżamę, po czym wskoczyła pod prysznic. Wyrobiła
się w kilka minut i gotowa pędziła do pokoju, by wyjąć jakieś ubrania.
Z szafy
wyciągnęła błękitny sweter i jeansy, a do tego trampki. Podeszła do plecaka,
sprawdzając, czy aby na pewno wszystko spakowała. Upewniając się, że tak,
wyszła z pokoju, uprzednio wrzucając komórkę do plecaka. Zbiegła po schodach,
zahaczyła o kuchnię, w której przebywała już ciotka. Usiadła na chwilę przy
stole i chwyciła jeden z tostów.
— Ellie,
znowu oglądałaś wieczorem filmy? — zapytała popijając kawę.
— Nie, ja
po prostu, uh. Nie mogłam spać, ciągle myślałam o... — I w tym momencie zdążyła
ugryźć się w język i, by nie wzbudzić większych podejrzeń, dodała: — … dzisiejszym
teście.
— Przecież
wiesz, że dasz sobie radę. Nie wiem, czym tu się zamartwiać. Jesteś naprawdę zdolna.
— Uśmiechnęła się.
— Wiesz,
zawsze coś musi być nie tak. Masz czas dzisiaj po południu? — spytała, biorąc
kolejnego tosta.
— Um,
przepraszam, ale zostaję dłużej w pracy. — Popatrzyła na dziewczynę, a po
chwili wstała. — Muszę już jechać, ale najpierw odwiozę Oscara. Chcesz się
zabrać?
— Myślę,
że jeśli teraz wyjdę, to zdążę na pierwszą lekcję.
— To na co
czekasz? Ubieraj się. — Zaśmiała się i opuściła kuchnię.
— Już —
mruknęła, wstając z krzesła.
Założyła
plecak na ramiona. Rozejrzała się jeszcze przez chwilę po pomieszczeniu,
myśląc, że mogła czegoś zapomnieć, jednak po chwili namysłu wyszła z domu. Postanowiła
iść skrótem, gdyż zostało jej niewiele czasu do rozpoczęcia zajęć. Przeszła
przez ulicę i udała się do dobrze znanego jej parku. Zdarzenia sprzed kilku dni
wciąż siedziały w jej głowie. Czuła się obserwowana, co nie było dość
komfortowe. Przyśpieszyła kroku, widząc już koniec uliczki. Odetchnęła z ulgą,
wiedząc, że na tak ruchliwej ulicy nic jej się nie stanie. Ale... co miałoby się
stać?
Odrzuciła
swoje myśli na bok. Za dziesięć minut rozpoczynała lekcje, a od liceum dzieliła
ją jeszcze jedna ulica. W kilka minut dotarła pod wyznaczone miejsce. Na
schodach zauważyła już grupkę dziewczyn, które namiętnie o czymś rozmawiały.
Zważając na to, że stała tam Alice, postanowiła, ominąć je i iść prosto do
szkoły. Gdy otwierała drzwi ktoś złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę grupki.
— Co się
dzieje? — spytała Jane, która tylko ją uciszyła i znów przysłuchiwała reszcie.
— ... i ma
cudowne włosy — usłyszała.
— Tak i
piękne oczy — dodała inna.
— Alice, a
co ty o tym sądzisz? — zapytała szatynka, stojąca obok wcześniej wymienionej
osoby.
— On
będzie mój — odparła pewnie. — Zrozumiałyście?
— Ale
możemy próbować — powiedziała jedna z dziewczyn, przez co rudowłosa zgromiła ją
wzrokiem.
— Mam nadzieję,
że wyraziłam się jasno — rzekła, wydostając się z grupki i wchodząc do szkoły.
Gdy reszta
dziewczyn weszła do szkoły, Ellie wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Alice
naprawdę potrafiła rozbawić. Odkąd ją znała, wiedziała, że nie potrafi
odpuścić, choć nie poznała jej jeszcze na tyle dobrze, by ją oceniać.
— Co cię
tak śmieszy? — spytała Jane, gdy weszły do budynku.
— Uważasz to, za normalne? Bo ja nie —
odpowiedziała, podchodząc do szafki.
— Wiesz,
Alice jest dość specyficzna, ale ten chłopak jest naprawdę przystojny —
powiedziała, uśmiechając się lekko.
— I nic
poza tym? — Westchnęła. — Jak zobaczę, to uwierzę.
— Przekonasz
się jeszcze — mruknęła, jakby obrażona.
Poszły pod
klasę, a po dosłownie kilku sekundach zadzwonił dzwonek, oznaczający lekcję.
Niedaleko niej kilka dziewczyn z Alice na czele rozmawiało o nowym chłopaku, o
którym dyskutowały już wcześniej. Tak naprawdę — Ellie to nie interesowało.
Nim się
obejrzała, przed nią stała pani Goldberg, czekając, aż wejdzie do klasy. Nawet
nie zauważyła, że została sama na korytarzu. Zajęła swoje stałe miejsce pod
oknem, jednak nie wyjmowała książek, gdyż ta lekcja była lekcją z wychowawcą. Wszyscy
usiedli w ławkach, Jane usadowiła się naprzeciwko Ellie. Nauczycielka usiadła
na kancie biurka i zabrała głos.
— Cześć
dzieciaki, no, może już nie dzieciaki — zaczęła. — Cieszę się, że dzisiejszy
dzień rozpoczynacie od lekcji ze mną, bo mam wam do przekazania kilka ważnych wiadomości.
Może zacznijmy od tego, że doszedł do nas nowy uczeń. Pewnie zdążyliście już
zauważyć. — Przerzuciła swój wzrok na Alice, która tylko prychnęła pod nosem. —
Widzę, że już z kim siedzisz, Louis. Liczę, że ciepło go przyjmiecie i
oprowadzicie po szkole. — Uśmiechnęła się do chłopaka, na którego spojrzała i Ellie.
Blondynka
wpatrywała się w niego przez dobre kilka minut. W tym momencie chciała przyznać
rację Jane, faktycznie nie był najbrzydszy. Gdy przyjrzała mu się uważniej,
przypomniała sobie o wczorajszym dniu. Przecież to jego widziała wczoraj w
sklepie, to jego siostry z nią rozmawiały i to jego matka prawdopodobnie
rozmawiała z Katy. W pewnej chwili chłopak odwrócił się w jej stronę również
skalując ją wzrokiem. Zażenowana odwróciła głowę w stronę wychowawcy, chcąc
skupić się na jej słowach i ukryć swój wstyd.
— Doszły
do mnie skargi od nauczycieli, że panna Blake znowu zaczyna się malować —
powiedziała pani Goldberg. — Alice, mówiłam już na początku nauczania was, że
przychodzicie tu po to, żeby się uczyć. Lekki makijaż nie zaszkodzi, jednak
starajcie się go ograniczać. Mi jest wręcz zalecane malowanie się, by zakryć to
wszystko. — Wskazała na siebie. — Postarasz się, Alice?
— Tak —
mruknęła, chcąc zakryć swoją twarz, która była teraz odcieniu pomidora.
— Trzymam
cię za słowo. Macie do mnie jakieś pytania lub skargi? — zapytała, jednak nikt
się nie odezwał — Więc. — Spojrzała na zegarek. — Macie 15 minut wolnego.
Możecie porozmawiać, ale po cichu — powiedziała i usiadła za biurkiem.
— I jak? —
spytała szeptem Jane, kiedy odwróciła się do Ellie.
— O czym mówisz?
— Nie o
czym, a o kim! O Louisie. Prawda, że jest przystojny?
— Oh. —
Zerknęła na niego kątem oka i znów spojrzała się na blondynkę — Nie jest
najbrzydszy.
— Tylko
tyle? — Oburzyła się. — To chodzący bóg seksu.
— Ostudź
swoje fantazje, co? — Zaśmiała się cicho.
— Trzeba
do niego zagadać i myślę, że zrobię to zaraz na przerwie. — Zamyśliła się. —
Mam nadzieję, że będę szybsza od Alice.
— Wiesz,
pani Goldberg zapewniła jej już dobry start, więc masz troszeczkę łatwiej.
— Może
trochę więcej motywacji?
— A czego
oczekujesz?
— Sama nie
wiem — odezwała się po chwili i oparła o krzesełko. — Cholera, on cały czas się
tu patrzy — szepnęła, wciąż nie zmieniając swojej pozycji.
Ellie
pokręciła głową i przez resztę lekcji uspokajała Jane. Zadzwonił dzwonek, a
cała klasa wyszła z sali. Blondynki usadowiły się pod ścianą, blisko drzwi do
klasy, gdzie będą miały zaraz lekcję.
— Widzisz —
powiedziała oburzona Jane. — Alice już do niego podeszła. Ugh.
— Nie rób
tragedii, na pewno nadarzy się okazji, byś i ty z nim porozmawiała.
— Już za
późno, Ellie — burknęła pod nosem.
—
Dramatyzujesz.
Hej! Jak tam u was? U mnie kiepsko, bo ledwo znalazłam czas na dodanie rozdziału... Cóż, teraz codziennie mam kartkówki i sprawdziany, jednak gimnazjum jest naprawdę stresujące. Dobra, nie będę wam się tutaj wyżalać, dajcie znać, jak wam się podobał rozdział. Pozdrawiam :*
Hej, u mnie spoko, mam teraz ostatnie dni gerii i masz rację gimnazjum daje w kość... Co do rozdziału to świetny jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńDo następnego <3
Robi się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Świetne
OdpowiedzUsuń