2.11.2015

Rozdział 7

Beta: Aranel




Oto jest test, aby sprawdzić, czy twoja misja na Ziemi się skończyła: jeżeli żyjesz, nie jest skończona.  — Richard Bach


Blondynka wstała z łóżka. Czuła, że była jeszcze zmęczona i z chęcią przespałaby się godzinkę bądź dwie, jednak nie widziała sensu w przewracaniu się na materacu z boku na bok. Ten czas mogła spożytkować w inny sposób. Przez całą noc myślała o wczorajszym zdarzeniu. O strasznym zdenerwowaniu ciotki, o sprzeciwieniu Oscara, kobiety i jej córek. Myślała o wszystkim. Była ciekawa czy Katy znała ją już wcześniej. Kobieta wyglądała na bardzo pewną siebie i nie wykazywała przerażenia jak brunetka. Ellie chciała dowiedzieć się prawdy. Wiedziała, że Katy coś przed nią ukrywa.
Dziś czekał ją ciężki dzień w szkole i z chęcią zostałaby w domu, byleby choć na chwilę się położyć. Przecież nikt z nauczycieli nie pozwalał spać na lekcji, prawda?
Zeszła na dół, skręciła do salonu i usiadła na sofie. Sięgnęła po pilot, którym włączyła telewizję. Podkuliła nogi, czując, że zaczyna robić się nieco chłodniej. Okryła się grubym, wełnianym kocem i w momencie zrobiło jej się cieplej. Przełączyła na byle jaki kanał. O tej porze nie mogła natrafić na nic innego jak poranne wiadomości. Westchnęła głośno ze znudzenia. Spojrzała na godzinę u dołu ekranu i przez chwilę pomyślała, by spróbować zasnąć, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Była piąta dziesięć rano.
W pewnej chwili zamknęła oczy z powodu zmęczenia, jakie wywołała nieprzespana noc. Poczuła się dziwnie. Przed sobą widziała tylko niebieskie tęczówki, które wpatrywały się w te należące do dziewczyny. Chciała się obudzić.
W pewnym momencie odczuła wrażenie, jakby ktoś nią potrząsał. Natychmiastowo otworzyła oczy i westchnęła cicho. Wzrok przeniosła na swoją lewą stronę, gdzie zauważyła Oscara.
— Co jest? — spytała, ziewając.
— Mama kazała cię obudzić, bo spóźnisz się do szkoły.
— Oh, która jest godzina?
— Siódma.
— Już? — Zdziwiona wstała z sofy i pobiegła w stronę łazienki.
Weszła do środka, zamknęła drzwi, zrzuciła piżamę, po czym wskoczyła pod prysznic. Wyrobiła się w kilka minut i gotowa pędziła do pokoju, by wyjąć jakieś ubrania.
Z szafy wyciągnęła błękitny sweter i jeansy, a do tego trampki. Podeszła do plecaka, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko spakowała. Upewniając się, że tak, wyszła z pokoju, uprzednio wrzucając komórkę do plecaka. Zbiegła po schodach, zahaczyła o kuchnię, w której przebywała już ciotka. Usiadła na chwilę przy stole i chwyciła jeden z tostów.
— Ellie, znowu oglądałaś wieczorem filmy? — zapytała popijając kawę.
— Nie, ja po prostu, uh. Nie mogłam spać, ciągle myślałam o... — I w tym momencie zdążyła ugryźć się w język i, by nie wzbudzić większych podejrzeń, dodała: — … dzisiejszym teście.
— Przecież wiesz, że dasz sobie radę. Nie wiem, czym tu się zamartwiać. Jesteś naprawdę zdolna. — Uśmiechnęła się.
— Wiesz, zawsze coś musi być nie tak. Masz czas dzisiaj po południu? — spytała, biorąc kolejnego tosta.
— Um, przepraszam, ale zostaję dłużej w pracy. — Popatrzyła na dziewczynę, a po chwili wstała. — Muszę już jechać, ale najpierw odwiozę Oscara. Chcesz się zabrać?
— Myślę, że jeśli teraz wyjdę, to zdążę na pierwszą lekcję.
— To na co czekasz? Ubieraj się. — Zaśmiała się i opuściła kuchnię.
— Już — mruknęła, wstając  z krzesła.
Założyła plecak na ramiona. Rozejrzała się jeszcze przez chwilę po pomieszczeniu, myśląc, że mogła czegoś zapomnieć, jednak po chwili namysłu wyszła z domu. Postanowiła iść skrótem, gdyż zostało jej niewiele czasu do rozpoczęcia zajęć. Przeszła przez ulicę i udała się do dobrze znanego jej parku. Zdarzenia sprzed kilku dni wciąż siedziały w jej głowie. Czuła się obserwowana, co nie było dość komfortowe. Przyśpieszyła kroku, widząc już koniec uliczki. Odetchnęła z ulgą, wiedząc, że na tak ruchliwej ulicy nic jej się nie stanie. Ale... co miałoby się stać?
Odrzuciła swoje myśli na bok. Za dziesięć minut rozpoczynała lekcje, a od liceum dzieliła ją jeszcze jedna ulica. W kilka minut dotarła pod wyznaczone miejsce. Na schodach zauważyła już grupkę dziewczyn, które namiętnie o czymś rozmawiały. Zważając na to, że stała tam Alice, postanowiła, ominąć je i iść prosto do szkoły. Gdy otwierała drzwi ktoś złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę grupki.
— Co się dzieje? — spytała Jane, która tylko ją uciszyła i znów przysłuchiwała reszcie.
— ... i ma cudowne włosy — usłyszała.
— Tak i piękne oczy — dodała inna.
— Alice, a co ty o tym sądzisz? — zapytała szatynka, stojąca obok wcześniej wymienionej osoby.
— On będzie mój — odparła pewnie. — Zrozumiałyście?
— Ale możemy próbować — powiedziała jedna z dziewczyn, przez co rudowłosa zgromiła ją wzrokiem.
— Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno — rzekła, wydostając się z grupki i wchodząc do szkoły.
Gdy reszta dziewczyn weszła do szkoły, Ellie wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Alice naprawdę potrafiła rozbawić. Odkąd ją znała, wiedziała, że nie potrafi odpuścić, choć nie poznała jej jeszcze na tyle dobrze, by ją oceniać.
— Co cię tak śmieszy? — spytała Jane, gdy weszły do budynku.
— Uważasz to, za normalne? Bo ja nie — odpowiedziała, podchodząc do szafki.
— Wiesz, Alice jest dość specyficzna, ale ten chłopak jest naprawdę przystojny — powiedziała, uśmiechając się lekko.
— I nic poza tym? — Westchnęła. — Jak zobaczę, to uwierzę.
— Przekonasz się jeszcze — mruknęła, jakby obrażona.
Poszły pod klasę, a po dosłownie kilku sekundach zadzwonił dzwonek, oznaczający lekcję. Niedaleko niej kilka dziewczyn z Alice na czele rozmawiało o nowym chłopaku, o którym dyskutowały już wcześniej. Tak naprawdę — Ellie to nie interesowało.
Nim się obejrzała, przed nią stała pani Goldberg, czekając, aż wejdzie do klasy. Nawet nie zauważyła, że została sama na korytarzu. Zajęła swoje stałe miejsce pod oknem, jednak nie wyjmowała książek, gdyż ta lekcja była lekcją z wychowawcą. Wszyscy usiedli w ławkach, Jane usadowiła się naprzeciwko Ellie. Nauczycielka usiadła na kancie biurka i zabrała głos.
— Cześć dzieciaki, no, może już nie dzieciaki — zaczęła. — Cieszę się, że dzisiejszy dzień rozpoczynacie od lekcji ze mną, bo mam wam do przekazania kilka ważnych wiadomości. Może zacznijmy od tego, że doszedł do nas nowy uczeń. Pewnie zdążyliście już zauważyć. — Przerzuciła swój wzrok na Alice, która tylko prychnęła pod nosem. — Widzę, że już z kim siedzisz, Louis. Liczę, że ciepło go przyjmiecie i oprowadzicie po szkole. — Uśmiechnęła się do chłopaka, na którego spojrzała i Ellie.
Blondynka wpatrywała się w niego przez dobre kilka minut. W tym momencie chciała przyznać rację Jane, faktycznie nie był najbrzydszy. Gdy przyjrzała mu się uważniej, przypomniała sobie o wczorajszym dniu. Przecież to jego widziała wczoraj w sklepie, to jego siostry z nią rozmawiały i to jego matka prawdopodobnie rozmawiała z Katy. W pewnej chwili chłopak odwrócił się w jej stronę również skalując ją wzrokiem. Zażenowana odwróciła głowę w stronę wychowawcy, chcąc skupić się na jej słowach i ukryć swój wstyd.
— Doszły do mnie skargi od nauczycieli, że panna Blake znowu zaczyna się malować — powiedziała pani Goldberg. — Alice, mówiłam już na początku nauczania was, że przychodzicie tu po to, żeby się uczyć. Lekki makijaż nie zaszkodzi, jednak starajcie się go ograniczać. Mi jest wręcz zalecane malowanie się, by zakryć to wszystko. — Wskazała na siebie. — Postarasz się, Alice?
— Tak — mruknęła, chcąc zakryć swoją twarz, która była teraz odcieniu pomidora.
— Trzymam cię za słowo. Macie do mnie jakieś pytania lub skargi? — zapytała, jednak nikt się nie odezwał — Więc. — Spojrzała na zegarek. — Macie 15 minut wolnego. Możecie porozmawiać, ale po cichu — powiedziała i usiadła za biurkiem.
— I jak? — spytała szeptem Jane, kiedy odwróciła się do Ellie.
—  O czym mówisz?
— Nie o czym, a o kim! O Louisie. Prawda, że jest przystojny?
— Oh. — Zerknęła na niego kątem oka i znów spojrzała się na blondynkę — Nie jest najbrzydszy.
— Tylko tyle? — Oburzyła się. — To chodzący bóg seksu.
— Ostudź swoje fantazje, co? — Zaśmiała się cicho.
— Trzeba do niego zagadać i myślę, że zrobię to zaraz na przerwie. — Zamyśliła się. — Mam nadzieję, że będę szybsza od Alice.
— Wiesz, pani Goldberg zapewniła jej już dobry start, więc masz troszeczkę łatwiej.
— Może trochę więcej motywacji?
— A czego oczekujesz?
— Sama nie wiem — odezwała się po chwili i oparła o krzesełko. — Cholera, on cały czas się tu patrzy — szepnęła, wciąż nie zmieniając swojej pozycji.
Ellie pokręciła głową i przez resztę lekcji uspokajała Jane. Zadzwonił dzwonek, a cała klasa wyszła z sali. Blondynki usadowiły się pod ścianą, blisko drzwi do klasy, gdzie będą miały zaraz lekcję.
— Widzisz — powiedziała oburzona Jane. — Alice już do niego podeszła. Ugh.
— Nie rób tragedii, na pewno nadarzy się okazji, byś i ty z nim porozmawiała.
— Już za późno, Ellie — burknęła pod nosem.

— Dramatyzujesz.
Hej! Jak tam u was? U mnie kiepsko, bo ledwo znalazłam czas na dodanie rozdziału... Cóż, teraz codziennie mam kartkówki i sprawdziany, jednak gimnazjum jest naprawdę stresujące. Dobra, nie będę wam się tutaj wyżalać, dajcie znać, jak wam się podobał rozdział. Pozdrawiam :*

3 komentarze:

  1. Hej, u mnie spoko, mam teraz ostatnie dni gerii i masz rację gimnazjum daje w kość... Co do rozdziału to świetny jak zawsze :)
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się ciekawie :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję