Beta:
Aranel
Każdy ma jakąś supermoc. Wszyscy przyszliśmy na świat z umiejętnościami, które nas wyróżniają.
— Która? —
Pomachała dwiema sukienkami, na co dziewczyna się zaśmiała, jednak nic nie
odpowiedziała. — Dziękuje za pomoc — burknęła.
— Nie znam
się na tym, ale jeśli to ma ci jakoś pomóc, to ta po prawej.
— Czyli ta
po lewej dzięki. — Uśmiechnęła się i pobiegła do łazienki.
— Ej. —
Zaśmiała się. — Powiedziałam po prawej. — Dokładnie przeliterowała dwa ostatnie
słowa.
—
Słyszałam co powiedziałaś! — krzyknęła zza drzwi.
— To po co
pytałaś się mnie o zdanie, skoro i tak wybrałaś inną?
— Żeby
wybrać odpowiednią — powiedziała, gdy wyszła z łazienki.
— Nie
rozumiem twojego toku myślenia. — Westchnęła.
— Ale i
tak mnie uwielbiasz, nie? — Podeszła do niej i złapała za jeden z policzków,
śmiejąc się z reakcji Ellie.
— Nie —
mruknęła.
— Nie
potrafisz kłamać. — Zaśmiała się.
— Ja wcale
nie…
— Nie
obrażaj się, tylko idź się przebrać, bo mamy coraz mniej czasu. — Pośpieszyła
ją.
— No
przecież idę.
Ellie już
od godziny przebywała w domu Jane, która przeżywała wszystko jeszcze bardziej
niż ona. Blondynka rozumiała ją, ponieważ, jak sądzi, sama byłaby tak samo
przejęta, gdyby miała okazję spotkać się z dawnymi znajomymi. O dziwo, Katy,
która narzekała na to, że w ogóle się do niej nie odzywa, nie zadręczała ją
telefonami. Wysłała tylko jednego smsa, w którym napisała, że ma wrócić o
przyzwoitej godzinie. Która godzina, według niej, była przyzwoita? Nie miała
nawet czasu, by to przemyśleć, bo Jane poganiała ją tylko, bo wciąż siedziała
na łóżku; nieumalowana, nieubrana, a to, jej zdaniem, było karygodne. Ellie na
większość jej komentarzy reagowała śmiechem. Inaczej się nie dało.
W końcu
poszła do łazienki, gdzie ubrała nowo zakupioną sukienkę. Przejrzała się w
lustrze, stwierdzając, że nie wygląda aż tak źle i wróciła do pokoju Jane.
— No no. —
Przybrała zadowolony wyraz twarzy. — Całkiem nieźle. Powinnaś częściej chodzić
ze mną na zakupy.
— Tylko nieźle?
To może się przebiorę i... — zaczęła, jednak nie zdążyła dokończyć.
— Idziesz
w tym i koniec.
— Która
jest godzina? — zapytała.
—
Osiemnasta — powiedziała lekko zdenerwowana. — A teraz siadaj na fotel, muszę
cię pomalować.
Teraz
miała ochotę uciec...
***
— Louis —
burknął chłopak.
— Co? —
zapytał, wciąż wpatrując się w ekran telewizora.
— Pójdziemy
gdzieś, czy będziemy dalej grali w fife? — spytał Josh, kiedy przegrał kolejny
mecz.
— Znudziło
ci się przegrywanie, co? — Zaśmiał się.
—
Powiedzmy — mruknął.
— A gdzie
zamierzamy pójść?
— Alice
pisała, że będzie w klubie Black Heaven z dziewczynami, więc?
— Nie
lubię jej.
— Połowa
liceum też, uwierz mi. Czasami też mam jej dość.
— Nie
muszę się z nią zadawać, a zresztą, w Londynie jest przecież wiele klubów i…
— Musisz
na nią uważać, bo, kto wie, co może wymyśleć. — powiedział, na co Louis
wzruszył tylko ramionami. — Czyli nie?
— Nie,
idziemy. Przecież nie tylko Alice tam będzie. Są też inni ludzie, Josh.
— Okej, to
zbieramy się.
—
Zadzwonię jeszcze do Zayna.
— Kto to?
— Człowiek
— odparł, na co blondyn przewrócił oczami. — Tyle ci nie wystarcza? Wymagający
cos dzisiaj jesteś. — Pokręcił głową. — A więc Zayn to mój przyjaciel, który
też tu mieszka i…
— Dobra,
tyle mi wystarczy.
— Jak
sobie chcesz.
***
— Możemy
już wyjść? Jane, ile jeszcze będziesz tam siedzieć?
— Już
wychodzę — usłyszała i po chwili drzwi ustąpiły, a Ellie o mało co nie wpadła
do środka.
— Taksówka
już czeka, więc chodźmy. — Klasnęła w dłonie, szeroko się uśmiechając.
Wyszły z
domu blondynki i udały się do auta. Jane podczas jazdy opowiadała Ellie o
swoich znajomych, których, jak widać, bardzo lubiła, wręcz uwielbiała i było
jej bardzo żal dziewczyny, bo ta, niestety, musiała ich opuścić, prawdopodobnie
już na zawsze. Widziała z jakim uśmiechem i radością wypowiadała chociażby ich
imiona i naprawdę miała ochotę ich poznać. Wszystko zapowiadało się lepiej, niż
myślała.
Gdy
dojechały na miejsce, zapłaciły taksówkarzowi i skierowały się w stronę wejścia
do klubu. Ellie chyba nigdy w swoim życiu nie była aż tak podekscytowana. Przechodząc
przez próg lokalu, niemalże od razu
otumanił ją zapach alkoholu i papierosów, a tańczący wokół ludzie wcale nie
pomagali w dojściu do wolnego stolika. W pewnym momencie usłyszała piski,
odwróciła się i zauważyła, jak Jane ściska się z kilkoma dziewczynami. Dwaj
chłopacy stali obok nich i nie wiedzieli co robić, więc podeszli do Ellie i przytulili
się do niej, wcześniej się przedstawiając. Dziewczyna z początku zaskoczona,
przez ten czuły gest, nie wiedziała jak się zachować, jednak potem odwzajemniła
uścisk i również się przywitała. Szczerze mówiąc myślała, że będzie gorzej.
— Więc ty
musisz być Ellie! — Spostrzegła przy sobie jedną z osób, która przedtem
rozmawiała z Jane. — Widzę, że już się z tobą przywitali. — Zachichotała i
objęła ją ramionami. — Cieszę się, że cię w końcu poznałam. Mam nadzieję, że
jakoś się dogadamy — szepnęła jej na ucho i odsunęła się lekko .— A tak w ogóle,
to jestem Ruby.
— Moje
imię już znasz — powiedziała, nie za bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć.
— Nie bój
się, nie gryzę. — Zaśmiała się, widząc twarz blondynki — Czuj się swobodnie w
naszym towarzystwie.
Ellie
uśmiechnęła się, by pokazać, że zrozumiała i zaczęła witać się z resztą
znajomych Jane. Utworzyła się z nich całkiem duża grupa. Zajęli stolik, a
wszyscy wokół blondynki zajęli się rozmową, starając się, by dziewczyna też w
niej uczestniczyła. Stała się nieco nieśmiała, co nie uszło uwadze innym.
— Może
czegoś się napijemy? Na dobry początek? — zaproponował Ethan.
I w tym
momencie uświadomiła sobie pewną, dość wstydliwą sprawę. Przecież Ellie nigdy w
swoim życiu nie próbowała alkoholu. Czuła się bardzo zażenowana, jednak mimo
wszystko nie chciała, by reszta uważała ją za kogoś niedoświadczonego czy
słabego. Wciąż miała wątpliwości, co do swojego postępowania.
— Co
wybieracie? — spytał, stojąc już obok nich.
— Dzisiaj
zdajemy się na ciebie. — Zaśmiała się Ruby.
— Dobry
wybór. — Mrugnął do niej. — Charlie, chodź pomożesz mi to wszystko przynieść.
— Ellie — usłyszała
swoje imię, więc odwróciła głowę w stronę źródła głosu. — Czy Jane jest bardzo
denerwująca? Wciąż tyle gada? Czy może zmądrzała już trochę?
— Ej. —
Dźgnęła łokciem brunetkę, bawiącą się w najlepsze.
— Nie jest
tak źle. — Wzruszyła ramionami.
— Tylko
tyle? — Popatrzyła się na nią lekko zdziwiona
— Nie za
bardzo rozumiem — powiedziała cicho.
— Dlaczego
jesteś taka niedostępna? Rozerwij się Ellie — powiedziała do niej.
— Postaram
się. — Wzięła głęboki oddech.
— Mam
nadzieję. — Pogroziła jej zabawnie palcem, zupełnie, jak Jane. — Właśnie sobie
przypomniałam — pisnęła zadowolona. —
Jane, co tam u twojego przyszłego chłopaka, jak on miał na imię. —
Podrapała się po głowie w zastanowieniu.
— To nie
mój chłopak i nie zaczynaj znowu tego samego tematu — mruknęła.
— Jane,
nie obrażaj się no. — Pogładziła dłonią jej ramię. — Chciałam po prostu
wiedzieć, jak ci się tu układa i przy okazji poznać twojego przyszłego
małżonka. — Zaśmiała się.
— Nie
obrażam się, okej? I po raz kolejny ci wybaczam. — Spojrzała na nią groźnie, po
czym parsknęła śmiechem. — Przypomnij mi, dlaczego wciąż się z tobą zadaję?
— Bo
jestem urocza, kochana, niezastąpiona, mądra, szczera, wyrozumiała dla twojej
głupoty, no i może trochę denerwująca, ale i tak mnie uwielbiasz, prawda?
— Tak,
jasne. — Przewróciła oczami, na co Ruby ją przytuliła.
—
Wiedziałam — pisnęła, a wszystkie dziewczyny wokół stolika zaczęły się śmiać.
— Oho,
zobaczcie kto idzie — Ellie usłyszała głośny śmiech Jane.
Przeniosła
wzrok na obiekt rozbawienia, tych trzech obok. Ethan i Charlie szli obok
siebie, trzymając szklanki z napojami, z niektórych większość kapała na podłogę
ze względu na ich nieuwagę. Blondynka również zaczęła się śmiać.
— Zamiast
patrzeć na nas, jak na idiotów, mogłybyście pomóc — burknął Ethan, stawiając
szklanki na stole.
— Życie,
kochany — powiedziała Ruby, mrugając do niego.
— Odpłacę
ci się kiedyś, zobaczysz jeszcze.
— Nie mogę
się doczekać. — Uśmiechnęła się szeroko i napiła się.
Ellie
poczuła zimny dreszcz. Zestresowała się lekko, gdy postawiono przed nią szkło
wypełnione alkoholem. Miała wrażenie, że to ona dostała najwięcej z nich.
Spojrzała na szklankę, przełykając głośno ślinę. Wzięła głęboki oddech,
podniosła naczynie i napiła się. Skrzywiła się nieznacznie, czując, jak ciecz
przepływa przez jej gardło, pozostawiając po sobie nieprzyjemny posmak.
Popatrzyła na resztę i przez głowę przeszła jej myśl, że ona też może się bawić
tak dobrze, jak oni. Bo może, prawda?
Ruby
rozmawiała z chłopakami i co chwilę z nich żartowała. Była naprawdę pewna
siebie i nie potrafiła przestać mówić. Zupełnie jak Jane, tyle, że dziewczyna znacznie
się od niej różniła.
Miała czerwone
włosy, sięgające do łopatek, wielkie, ciemne tęczówki, owinięte wachlarzem
długich rzęs, usta miała pomalowane w kolorze czerwonym. Blondynka zauważyła
także kilka tatuażów, pokrywające jej nadgarstki oraz obojczyki. Bardzo jej się
to podobało.
— To co
dziewczyny, idziemy tańczyć! — krzyknęła wcześniej wspominana osoba. — Ty też
Ellie — powiedziała, chwytając jej dłoń i ciągnąc w stronę parkietu. —
Pośpieszcie się głupki. — Swoje słowa skierowała do dwóch chłopaków, którzy,
jak widać nie zamierzali opuścić stolika. — Mam tam po was pójść czy co? —
Ułożyła dłonie na biodrach, patrząc na nich wyczekująco. — Liczę do trzech. —
Zaśmiała si.ę — Raz... dwa… i… — Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i zaczęli
iść w kierunku dziewczyn. — To zawsze działa .— Ucieszyła się, dźgając każdego
z nich w bok. — A teraz tańczymy. — pisnęła i weszła w tłum ludzi, całkowicie w
nim znikając.
— To ja zabiorę
naszą nową koleżankę. — Wyciągnął dłoń do blondynki, kłaniając się, na co
zachichotała. — Czy zechciałabyś…
— Nie
gadaj tyle — mruknęła, po czym pociągnęła go za rękę, zajmując wolne miejsce
pomiędzy ludźmi.
— Widzę,
że alkohol robi swoje. — Zaśmiał się, okręcając ją dookoła.
— Co masz
na myśli?
— Zaczynasz
się robić śmielsza. Mi tam pasuje. — Wzruszył ramionami, przez co Ellie
pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem — Długo już tu mieszkasz?
— Kilka
lat — odparła.
— Będę was
chyba częściej odwiedzał.
— Tak? A
to dlaczego?
— Żeby
więcej cię widywać. — Spojrzała na niego lekko zdziwion.a — Chyba nie jestem
taki zły, co?
— Nie,
skądże, tylko nie wiem, co, to ma wspólnego ze mną.
— Wiele,
kochanie. — Zaśmiał się. — Nie bój się, nie mam zamiaru cię podrywać —
powiedział. — Mam dziewczynę w Glasgow. — Ponowny śmiech. — Miałem nadzieję, że
się trochę lepiej poznamy i zaprzyjaźnimy. Lubię poznawać ciekawych ludzi.
— Um, wydaje
mi się, że nie jestem nikim ciekawym. — Wzruszyła ramionami.
— Jesteś,
jesteś. — Objął ją ramionami i wspólnie kołysali się do kolejnej piosenki. —
Nie lubię, gdy ktokolwiek tak mówi. Każdy jest wyjątkowy na swój sposób, każdy
ma swoją supermoc, wiesz?
— Więc,
jaką mam ja?
— Jeszcze
nie wiem, dlatego muszę cie bardziej poznać, o ile ty tego chcesz.
— Nie mam
nic przeciwko. — Uśmiechnęła się. — Skoro mamy lepiej się poznać, to opowiedz
mi coś o sobie albo o swojej dziewczynie. — Zaśmiała się.
— Naprawdę
chcesz tego słuchać?
— A
dlaczego by nie?
— Więc
jestem Ethan, dziewiętnaście lat, tak jak każdy chłopak w moim wieku lubię grać
w piłkę nożną, trochę gram na gitarze, ale to tak amatorsko. I tylko ty o tym
wiesz, więc Cii. — Przyłożył sobie palec do ust, na co dziewczyna skinęła
głową. — Lubię poznawać nowych ludzi, podróżować, myślę, że powiążę z tym swoją
przyszłość. Powiem ci w sekrecie, że jestem zadurzony w Angelinie Jolie, ma
piękne włosy, podobne do włosów Judy.
— Judy to
twoja dziewczyna, tak?
— Tak! —
Uśmiechnął się. — Judy jest niesamowita, niestety, nie mogła z nami przylecieć,
wiesz liceum i inne pierdoły. Jest bardzo mądra i pomocna, kiedy jej
potrzebuję…
Ethan promieniał
z każdym wypowiedzianym słowem o niej. Patrząc na chłopaka wiedziała, że był w
niej bezgranicznie zakochany i mógł jej wszystko poświęcić. Ellie dowiedziała
się o niej kilka istotnych rzeczy i była zadowolona, że ktoś potrafił się tak
przed nią otworzyć.
— Może
wracajmy do stolika, bo, jak widzisz, Ruby już nas wypatruje — powiedział,
wskazując dyskretnie na dziewczynę.
Blondynka
skinęła głową i próbowała przedostać się przez tłum ludzi, który bardzo
utrudniał jej przejście. Prawie przewróciła się, gdy ktoś niechcący ją
popchnął. Wpadła na jakiegoś chłopaka, który zapobiegł jej zderzeniu z ziemią.
—
Przepraszam, nie zauważyłam cię... — zaczęła, a kiedy zauważyła twarz drugiej
osoby, w momencie zamilkła.
— Cześć
Ellie
— Cześć
Louis.
— Co tu
robisz? — spytał, a po chwili pokręcił głową. — Głupie pytanie. Przyszłaś sama?
— Nie —
powiedziała szybko, za szybko. — Ze znajomymi.
— Oh —
mruknął. — W takim razie, może chcecie do nas dołączyć. — pokazał głową stolik,
przy którym siedziało kilka osób.
— Nie,
wolałabym wam nie przeszkadzać, a zresztą czekają już na mnie, więc powinnam
się zbierać…
— To przez
Alice?
— Nie
rozumiem.
— Nie
chcesz tam iść — wytłumaczył.
— To nie
tak, tylko…
— Ellie
tutaj jesteś — usłyszała za sobą. — Myślałem, że cie tam zdeptali.
— Jak
widzisz jeszcze żyję. — Zaśmiała się.
— A to
kto? — Do jej uszu dotarł głos Louisa.
— To Ethan.
— Było jej, lekko mówiąc, niezręcznie. — A to Louis.
— Cześć —
powiedział brunet, stojący za dziewczyną. — Idziemy?
— Właśnie
miałam wracać. Do zobaczenia Louis. — Uśmiechnęła się do niego.
— Cześć — powtórzył
Ethan i biorąc dziewczynę za nadgarstek, poprowadził w stronę ich stolika.
— Ta cześć
— burknął, gdy zniknęli z jego oczu.
Blondynka
usiadła na swoim wcześniejszym miejscu i napiła się trochę ze szklanki. Co tu
robił Louis?
— Widzę,
że Ellie zaczyna ożywać. — Zaśmiała się Ruby. — Ethan bardzo cię zamęczył?
— Było
naprawdę fajnie — stwierdziła, patrząc na lekko zaskoczoną twarz czerwonowłosej.
— Myślałam,
że tylko Judy lubi jego towarzystwo, a tu taka odmiana!
—
Sugerujesz coś? — Zabrał głos brunet.
— Wiesz
przecież, że tylko żartuję. — Przewróciła oczami. — Żaden z was nie zna się na
żartach, musicie brać wszystko na poważnie?
— Ruby,
słońce, zmień temat — powiedział Charlie.
— To, że
jesteś moim chłopakiem, wcale nie oznacza, że możesz mówić mi co mam robić.
— Ale ja
tylko... — zaczął, ale dziewczyna była szybsza.
— Jak ty
mnie traktujesz? — zapytała oburzona, przez co blondyn się zaśmiał, wiedząc, że
ta tylko udawała. Znowu. — Z czego się śmiejesz? — Uderzyła go w ramię, po
chwili do niego dołączając.
— Dobrana
z nich para — szepnęła Ellie do Ethana.
—
Zdecydowanie.
— A teraz
zróbcie coś pożytecznego i przynieście coś do picia — rzekła Ruby.
— Zaraz
wracamy. — W ich głosach słychać było wyraźną niechęć, jednak nie zaprzeczyli i
poszli w stronę baru.
— Ellie,
kim był ten przystojniaczek, z którym rozmawiałaś, jeszcze przed tym, jak ten
głupek Ethan do ciebie podszedł. — Popatrzyła się na nią z uniesionymi brwiami.
— Chodzi
ci o Louisa? — zapytała, śmiejąc się cicho.
— To on
miał na imię Louis! Przypomniałam sobie! — powiedziała zadowolona, zwracając
się w stronę Jane.
—
Zapomniałam już o nim, nie martw się. Mam kogoś innego na oku.
— Jak to?
— Tak to. —
Pstryknęła ją w nos. — Nie bądź taka ciekawska.
***
— Co to
jest? — Dziewczyna zaśmiała się, wskazując na całkowicie puste miejsce.
— O czym
mówisz Ruby? — zapytał zaskoczony Ethan.
— O tym
różowym czymś. Jak ma na imię? A może to dziewczynka? — Zamyśliła się.
— Coś
czuję, że tobie już wystarczy. — Podniósł się, by następnie zabrać szklankę z
jej dłoni, co spotkało się z wyraźną odmową. — Wam zresztą też. — Spojrzał na
pozostałe dziewczyny, które śmiały się w niebogłosy, całkowicie zapominając o
reszcie. — Charlie, trzeba je jakoś doprowadzić do hotelu.
— Jak
sobie poradzimy?
— Właśnie
się zastanawiam.
—
Może…
—
Wiem! Ja wezmę Ruby i Mary, a ty zajmij się Ellie i Jane.
Chłopak
skinął głową. Spojrzał się na dwie blondynki, leżące na fotelach. Westchnął
głośno i starał się je jakoś podnieść, jednak za każdym razem nie kończyło się
to porażką. Charlie miał trochę łatwiej, ponieważ Mary nie spała i mogła iść
tuż obok niego, podcza, gdy on niósł śpiącą Ruby. Ethan musiał zanieść dwie
blondynki do taksówki, która zapewne czekała już na zewnątrz.
—
Widzę, że trochę zabalowały — usłyszał za sobą.
—
Mhm — mruknął zdenerwowany.
— Pomóc ci?
—
Znamy się? — Podniósł jedną brew do góry, odwracając się w stronę chłopaka.
—
Jestem Louis. — Podał mu rękę, którą uścisnął krótko. — Teraz już tak.
—
Dobra. — Westchnął, wiedząc, że sam sobie z nimi nie poradzi. — Możesz zająć
się…
—
Ellie — dokończył za niego, a brunet powstrzymał się przed powiedzeniem
jakiegoś głupiego komentarza.
—
Okej — mruknął, po czym wziął Jane na ręce.
Louis
uniósł drugą blondynkę, która zaraz po tym, jak zawisła w górze, objęła dłońmi
kark chłopaka i odetchnęła głęboko. Tomlinson uśmiechnął się, widząc jej
spokojną twarz i uświadomił sobie ile już stracił…
Rozdział rozpoczyna cudowny cytat, który znalazłam całkiem przypadkiem. Jak wam się podoba jedenastka? Starałam się, by rozdział wyszedł dłuższy, niż zwykle i myślę, że udało mi się, jako tako. Najbardziej zależy mi na waszej ocenie, więc napiszcie w komentarzu, jak wam się podobało :) Dziękuje za tyle wyświetleń! Pozdrawiam serdecznie ;*
Wspaniały rozdział! Louis coś stracił? No w sumie Ellie to świetna dziewczyna. A może jeszcze nie wszystko stracone? ;)
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi z rodziną Ellie i rodziną Lou i dlaczego dziewczyna nic nie pamięta skoro najwidoczniej on tak....Czyżby miała jakiś wypadek i straciła pamięć?
OdpowiedzUsuńCzekam na next!