3.05.2015

Rozdział 11



Beta: Aranel

Każdy ma jakąś supermoc. Wszyscy przyszliśmy na świat z umiejętnościami, które nas wyróżniają.



— Która? — Pomachała dwiema sukienkami, na co dziewczyna się zaśmiała, jednak nic nie odpowiedziała. — Dziękuje za pomoc — burknęła.
— Nie znam się na tym, ale jeśli to ma ci jakoś pomóc, to ta po prawej.
— Czyli ta po lewej dzięki. — Uśmiechnęła się i pobiegła do łazienki.
— Ej. — Zaśmiała się. — Powiedziałam po prawej. — Dokładnie przeliterowała dwa ostatnie słowa.
— Słyszałam co powiedziałaś! — krzyknęła zza drzwi.
— To po co pytałaś się mnie o zdanie, skoro i tak wybrałaś inną?
— Żeby wybrać odpowiednią — powiedziała, gdy wyszła z łazienki.
— Nie rozumiem twojego toku myślenia. — Westchnęła.
— Ale i tak mnie uwielbiasz, nie? — Podeszła do niej i złapała za jeden z policzków, śmiejąc się z reakcji Ellie.
— Nie — mruknęła.
— Nie potrafisz kłamać. — Zaśmiała się.
— Ja wcale nie…
— Nie obrażaj się, tylko idź się przebrać, bo mamy coraz mniej czasu. — Pośpieszyła ją.
— No przecież idę.
Ellie już od godziny przebywała w domu Jane, która przeżywała wszystko jeszcze bardziej niż ona. Blondynka rozumiała ją, ponieważ, jak sądzi, sama byłaby tak samo przejęta, gdyby miała okazję spotkać się z dawnymi znajomymi. O dziwo, Katy, która narzekała na to, że w ogóle się do niej nie odzywa, nie zadręczała ją telefonami. Wysłała tylko jednego smsa, w którym napisała, że ma wrócić o przyzwoitej godzinie. Która godzina, według niej, była przyzwoita? Nie miała nawet czasu, by to przemyśleć, bo Jane poganiała ją tylko, bo wciąż siedziała na łóżku; nieumalowana, nieubrana, a to, jej zdaniem, było karygodne. Ellie na większość jej komentarzy reagowała śmiechem. Inaczej się nie dało.
W końcu poszła do łazienki, gdzie ubrała nowo zakupioną sukienkę. Przejrzała się w lustrze, stwierdzając, że nie wygląda aż tak źle i wróciła do pokoju Jane.
— No no. — Przybrała zadowolony wyraz twarzy. — Całkiem nieźle. Powinnaś częściej chodzić ze mną na zakupy.
— Tylko nieźle? To może się przebiorę i... — zaczęła, jednak nie zdążyła dokończyć.
— Idziesz w tym i koniec.
— Która jest godzina? — zapytała.
— Osiemnasta — powiedziała lekko zdenerwowana. — A teraz siadaj na fotel, muszę cię pomalować.
Teraz miała ochotę uciec...

***

— Louis — burknął chłopak.
— Co? — zapytał, wciąż wpatrując się w ekran telewizora.
— Pójdziemy gdzieś, czy będziemy dalej grali w fife? — spytał Josh, kiedy przegrał kolejny mecz.
— Znudziło ci się przegrywanie, co? — Zaśmiał się.
— Powiedzmy — mruknął.
— A gdzie zamierzamy pójść?
— Alice pisała, że będzie w klubie Black Heaven z dziewczynami, więc?
— Nie lubię jej.
— Połowa liceum też, uwierz mi. Czasami też mam jej dość.
— Nie muszę się z nią zadawać, a zresztą, w Londynie jest przecież wiele klubów i…
— Musisz na nią uważać, bo, kto wie, co może wymyśleć. — powiedział, na co Louis wzruszył tylko ramionami. — Czyli nie?
— Nie, idziemy. Przecież nie tylko Alice tam będzie. Są też inni ludzie, Josh.
— Okej, to zbieramy się.
— Zadzwonię jeszcze do Zayna.
— Kto to?
— Człowiek — odparł, na co blondyn przewrócił oczami. — Tyle ci nie wystarcza? Wymagający cos dzisiaj jesteś. — Pokręcił głową. — A więc Zayn to mój przyjaciel, który też tu mieszka i…
— Dobra, tyle mi wystarczy.
— Jak sobie chcesz.

***

— Możemy już wyjść? Jane, ile jeszcze będziesz tam siedzieć?
— Już wychodzę — usłyszała i po chwili drzwi ustąpiły, a Ellie o mało co nie wpadła do środka.
— Taksówka już czeka, więc chodźmy. — Klasnęła w dłonie, szeroko się uśmiechając.
Wyszły z domu blondynki i udały się do auta. Jane podczas jazdy opowiadała Ellie o swoich znajomych, których, jak widać, bardzo lubiła, wręcz uwielbiała i było jej bardzo żal dziewczyny, bo ta, niestety, musiała ich opuścić, prawdopodobnie już na zawsze. Widziała z jakim uśmiechem i radością wypowiadała chociażby ich imiona i naprawdę miała ochotę ich poznać. Wszystko zapowiadało się lepiej, niż myślała.
Gdy dojechały na miejsce, zapłaciły taksówkarzowi i skierowały się w stronę wejścia do klubu. Ellie chyba nigdy w swoim życiu nie była aż tak podekscytowana. Przechodząc przez próg lokalu, niemalże  od razu otumanił ją zapach alkoholu i papierosów, a tańczący wokół ludzie wcale nie pomagali w dojściu do wolnego stolika. W pewnym momencie usłyszała piski, odwróciła się i zauważyła, jak Jane ściska się z kilkoma dziewczynami. Dwaj chłopacy stali obok nich i nie wiedzieli co robić, więc podeszli do Ellie i przytulili się do niej, wcześniej się przedstawiając. Dziewczyna z początku zaskoczona, przez ten czuły gest, nie wiedziała jak się zachować, jednak potem odwzajemniła uścisk i również się przywitała. Szczerze mówiąc myślała, że będzie gorzej.
— Więc ty musisz być Ellie! — Spostrzegła przy sobie jedną z osób, która przedtem rozmawiała z Jane. — Widzę, że już się z tobą przywitali. — Zachichotała i objęła ją ramionami. — Cieszę się, że cię w końcu poznałam. Mam nadzieję, że jakoś się dogadamy — szepnęła jej na ucho i odsunęła się lekko .— A tak w ogóle, to jestem Ruby.
— Moje imię już znasz — powiedziała, nie za bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć.
— Nie bój się, nie gryzę. — Zaśmiała się, widząc twarz blondynki — Czuj się swobodnie w naszym towarzystwie.
Ellie uśmiechnęła się, by pokazać, że zrozumiała i zaczęła witać się z resztą znajomych Jane. Utworzyła się z nich całkiem duża grupa. Zajęli stolik, a wszyscy wokół blondynki zajęli się rozmową, starając się, by dziewczyna też w niej uczestniczyła. Stała się nieco nieśmiała, co nie uszło uwadze innym.
— Może czegoś się napijemy? Na dobry początek? — zaproponował Ethan.
I w tym momencie uświadomiła sobie pewną, dość wstydliwą sprawę. Przecież Ellie nigdy w swoim życiu nie próbowała alkoholu. Czuła się bardzo zażenowana, jednak mimo wszystko nie chciała, by reszta uważała ją za kogoś niedoświadczonego czy słabego. Wciąż miała wątpliwości, co do swojego postępowania.
— Co wybieracie? — spytał, stojąc już obok nich.
— Dzisiaj zdajemy się na ciebie. — Zaśmiała się Ruby.
— Dobry wybór. — Mrugnął do niej. — Charlie, chodź pomożesz mi to wszystko przynieść.
— Ellie — usłyszała swoje imię, więc odwróciła głowę w stronę źródła głosu. — Czy Jane jest bardzo denerwująca? Wciąż tyle gada? Czy może zmądrzała już trochę?
— Ej. — Dźgnęła łokciem brunetkę, bawiącą się w najlepsze.
— Nie jest tak źle. — Wzruszyła ramionami.
— Tylko tyle? — Popatrzyła się na nią lekko zdziwiona
— Nie za bardzo rozumiem — powiedziała cicho.
— Dlaczego jesteś taka niedostępna? Rozerwij się Ellie — powiedziała do niej.
— Postaram się. — Wzięła głęboki oddech.
— Mam nadzieję. — Pogroziła jej zabawnie palcem, zupełnie, jak Jane. — Właśnie sobie przypomniałam — pisnęła zadowolona. —  Jane, co tam u twojego przyszłego chłopaka, jak on miał na imię. — Podrapała się po głowie w zastanowieniu.
— To nie mój chłopak i nie zaczynaj znowu tego samego tematu — mruknęła.
— Jane, nie obrażaj się no. — Pogładziła dłonią jej ramię. — Chciałam po prostu wiedzieć, jak ci się tu układa i przy okazji poznać twojego przyszłego małżonka. — Zaśmiała się.
— Nie obrażam się, okej? I po raz kolejny ci wybaczam. — Spojrzała na nią groźnie, po czym parsknęła śmiechem. — Przypomnij mi, dlaczego wciąż się z tobą zadaję?
— Bo jestem urocza, kochana, niezastąpiona, mądra, szczera, wyrozumiała dla twojej głupoty, no i może trochę denerwująca, ale i tak mnie uwielbiasz, prawda?
— Tak, jasne. — Przewróciła oczami, na co Ruby ją przytuliła.
— Wiedziałam — pisnęła, a wszystkie dziewczyny wokół stolika zaczęły się śmiać.
— Oho, zobaczcie kto idzie — Ellie usłyszała głośny śmiech Jane.
Przeniosła wzrok na obiekt rozbawienia, tych trzech obok. Ethan i Charlie szli obok siebie, trzymając szklanki z napojami, z niektórych większość kapała na podłogę ze względu na ich nieuwagę. Blondynka również zaczęła się śmiać.
— Zamiast patrzeć na nas, jak na idiotów, mogłybyście pomóc — burknął Ethan, stawiając szklanki na stole.
— Życie, kochany — powiedziała Ruby, mrugając do niego.
— Odpłacę ci się kiedyś, zobaczysz jeszcze.
— Nie mogę się doczekać. — Uśmiechnęła się szeroko i napiła się.
Ellie poczuła zimny dreszcz. Zestresowała się lekko, gdy postawiono przed nią szkło wypełnione alkoholem. Miała wrażenie, że to ona dostała najwięcej z nich. Spojrzała na szklankę, przełykając głośno ślinę. Wzięła głęboki oddech, podniosła naczynie i napiła się. Skrzywiła się nieznacznie, czując, jak ciecz przepływa przez jej gardło, pozostawiając po sobie nieprzyjemny posmak. Popatrzyła na resztę i przez głowę przeszła jej myśl, że ona też może się bawić tak dobrze, jak oni. Bo może, prawda?
Ruby rozmawiała z chłopakami i co chwilę z nich żartowała. Była naprawdę pewna siebie i nie potrafiła przestać mówić. Zupełnie jak Jane, tyle, że dziewczyna znacznie się od niej różniła.
Miała czerwone włosy, sięgające do łopatek, wielkie, ciemne tęczówki, owinięte wachlarzem długich rzęs, usta miała pomalowane w kolorze czerwonym. Blondynka zauważyła także kilka tatuażów, pokrywające jej nadgarstki oraz obojczyki. Bardzo jej się to podobało.
— To co dziewczyny, idziemy tańczyć! — krzyknęła wcześniej wspominana osoba. — Ty też Ellie — powiedziała, chwytając jej dłoń i ciągnąc w stronę parkietu. — Pośpieszcie się głupki. — Swoje słowa skierowała do dwóch chłopaków, którzy, jak widać nie zamierzali opuścić stolika. — Mam tam po was pójść czy co? — Ułożyła dłonie na biodrach, patrząc na nich wyczekująco. — Liczę do trzech. — Zaśmiała si.ę — Raz... dwa… i… — Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i zaczęli iść w kierunku dziewczyn. — To zawsze działa .— Ucieszyła się, dźgając każdego z nich w bok. — A teraz tańczymy. — pisnęła i weszła w tłum ludzi, całkowicie w nim znikając.
— To ja zabiorę naszą nową koleżankę. — Wyciągnął dłoń do blondynki, kłaniając się, na co zachichotała. — Czy zechciałabyś…
— Nie gadaj tyle — mruknęła, po czym pociągnęła go za rękę, zajmując wolne miejsce pomiędzy ludźmi.
— Widzę, że alkohol robi swoje. — Zaśmiał się, okręcając ją dookoła.
— Co masz na myśli?
— Zaczynasz się robić śmielsza. Mi tam pasuje. — Wzruszył ramionami, przez co Ellie pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem — Długo już tu mieszkasz?
— Kilka lat — odparła.
— Będę was chyba częściej odwiedzał.
— Tak? A to dlaczego?
— Żeby więcej cię widywać. — Spojrzała na niego lekko zdziwion.a — Chyba nie jestem taki zły, co?
— Nie, skądże, tylko nie wiem, co, to ma wspólnego ze mną.
— Wiele, kochanie. — Zaśmiał się. — Nie bój się, nie mam zamiaru cię podrywać — powiedział. — Mam dziewczynę w Glasgow. — Ponowny śmiech. — Miałem nadzieję, że się trochę lepiej poznamy i zaprzyjaźnimy. Lubię poznawać ciekawych ludzi.
— Um, wydaje mi się, że nie jestem nikim ciekawym. — Wzruszyła ramionami.
— Jesteś, jesteś. — Objął ją ramionami i wspólnie kołysali się do kolejnej piosenki. — Nie lubię, gdy ktokolwiek tak mówi. Każdy jest wyjątkowy na swój sposób, każdy ma swoją supermoc, wiesz?
— Więc, jaką mam ja?
— Jeszcze nie wiem, dlatego muszę cie bardziej poznać, o ile ty tego chcesz.
— Nie mam nic przeciwko. — Uśmiechnęła się. — Skoro mamy lepiej się poznać, to opowiedz mi coś o sobie albo o swojej dziewczynie. — Zaśmiała się.
— Naprawdę chcesz tego słuchać?
— A dlaczego by nie?
— Więc jestem Ethan, dziewiętnaście lat, tak jak każdy chłopak w moim wieku lubię grać w piłkę nożną, trochę gram na gitarze, ale to tak amatorsko. I tylko ty o tym wiesz, więc Cii. — Przyłożył sobie palec do ust, na co dziewczyna skinęła głową. — Lubię poznawać nowych ludzi, podróżować, myślę, że powiążę z tym swoją przyszłość. Powiem ci w sekrecie, że jestem zadurzony w Angelinie Jolie, ma piękne włosy, podobne do włosów Judy.
— Judy to twoja dziewczyna, tak?
— Tak! — Uśmiechnął się. — Judy jest niesamowita, niestety, nie mogła z nami przylecieć, wiesz liceum i inne pierdoły. Jest bardzo mądra i pomocna, kiedy jej potrzebuję…
Ethan promieniał z każdym wypowiedzianym słowem o niej. Patrząc na chłopaka wiedziała, że był w niej bezgranicznie zakochany i mógł jej wszystko poświęcić. Ellie dowiedziała się o niej kilka istotnych rzeczy i była zadowolona, że ktoś potrafił się tak przed nią otworzyć.
— Może wracajmy do stolika, bo, jak widzisz, Ruby już nas wypatruje — powiedział, wskazując dyskretnie na dziewczynę.
Blondynka skinęła głową i próbowała przedostać się przez tłum ludzi, który bardzo utrudniał jej przejście. Prawie przewróciła się, gdy ktoś niechcący ją popchnął. Wpadła na jakiegoś chłopaka, który zapobiegł jej zderzeniu z ziemią.
— Przepraszam, nie zauważyłam cię... — zaczęła, a kiedy zauważyła twarz drugiej osoby, w momencie zamilkła.
— Cześć Ellie
— Cześć Louis.
— Co tu robisz? — spytał, a po chwili pokręcił głową. — Głupie pytanie. Przyszłaś sama?
— Nie — powiedziała szybko, za szybko. — Ze znajomymi.
— Oh — mruknął. — W takim razie, może chcecie do nas dołączyć. — pokazał głową stolik, przy którym siedziało kilka osób.
— Nie, wolałabym wam nie przeszkadzać, a zresztą czekają już na mnie, więc powinnam się zbierać…
— To przez Alice?
— Nie rozumiem.
— Nie chcesz tam iść — wytłumaczył.
— To nie tak, tylko…
— Ellie tutaj jesteś — usłyszała za sobą. — Myślałem, że cie tam zdeptali.
— Jak widzisz jeszcze żyję. — Zaśmiała się.
— A to kto? — Do jej uszu dotarł głos Louisa.
— To Ethan. — Było jej, lekko mówiąc, niezręcznie. — A to Louis.
— Cześć — powiedział brunet, stojący za dziewczyną. — Idziemy?
— Właśnie miałam wracać. Do zobaczenia Louis. — Uśmiechnęła się do niego.
— Cześć — powtórzył Ethan i biorąc dziewczynę za nadgarstek, poprowadził w stronę ich stolika.
— Ta cześć — burknął, gdy zniknęli z jego oczu.
Blondynka usiadła na swoim wcześniejszym miejscu i napiła się trochę ze szklanki. Co tu robił Louis?
— Widzę, że Ellie zaczyna ożywać. — Zaśmiała się Ruby. — Ethan bardzo cię zamęczył?
— Było naprawdę fajnie — stwierdziła, patrząc na lekko zaskoczoną twarz czerwonowłosej.
— Myślałam, że tylko Judy lubi jego towarzystwo, a tu taka odmiana!
— Sugerujesz coś? — Zabrał głos brunet.
— Wiesz przecież, że tylko żartuję. — Przewróciła oczami. — Żaden z was nie zna się na żartach, musicie brać wszystko na poważnie?
— Ruby, słońce, zmień temat — powiedział Charlie.
— To, że jesteś moim chłopakiem, wcale nie oznacza, że możesz mówić mi co mam robić.
— Ale ja tylko... — zaczął, ale dziewczyna była szybsza.
— Jak ty mnie traktujesz? — zapytała oburzona, przez co blondyn się zaśmiał, wiedząc, że ta tylko udawała. Znowu. — Z czego się śmiejesz? — Uderzyła go w ramię, po chwili do niego dołączając.
— Dobrana z nich para — szepnęła Ellie do Ethana.
— Zdecydowanie.
— A teraz zróbcie coś pożytecznego i przynieście coś do picia — rzekła Ruby.
— Zaraz wracamy. — W ich głosach słychać było wyraźną niechęć, jednak nie zaprzeczyli i poszli w stronę baru.
— Ellie, kim był ten przystojniaczek, z którym rozmawiałaś, jeszcze przed tym, jak ten głupek Ethan do ciebie podszedł. — Popatrzyła się na nią z uniesionymi brwiami.
— Chodzi ci o Louisa? — zapytała, śmiejąc się cicho.
— To on miał na imię Louis! Przypomniałam sobie! — powiedziała zadowolona, zwracając się w stronę Jane.
— Zapomniałam już o nim, nie martw się. Mam kogoś innego na oku.
— Jak to?
— Tak to. — Pstryknęła ją w nos. — Nie bądź taka ciekawska.

***

— Co to jest? — Dziewczyna zaśmiała się, wskazując na całkowicie puste miejsce.
— O czym mówisz Ruby? — zapytał zaskoczony Ethan.
— O tym różowym czymś. Jak ma na imię? A może to dziewczynka? — Zamyśliła się.
— Coś czuję, że tobie już wystarczy. — Podniósł się, by następnie zabrać szklankę z jej dłoni, co spotkało się z wyraźną odmową. — Wam zresztą też. — Spojrzał na pozostałe dziewczyny, które śmiały się w niebogłosy, całkowicie zapominając o reszcie. — Charlie, trzeba je jakoś doprowadzić do hotelu.
— Jak sobie poradzimy?
— Właśnie się zastanawiam.
— Może…
— Wiem! Ja wezmę Ruby i Mary, a ty zajmij się Ellie i Jane.
Chłopak skinął głową. Spojrzał się na dwie blondynki, leżące na fotelach. Westchnął głośno i starał się je jakoś podnieść, jednak za każdym razem nie kończyło się to porażką. Charlie miał trochę łatwiej, ponieważ Mary nie spała i mogła iść tuż obok niego, podcza, gdy on niósł śpiącą Ruby. Ethan musiał zanieść dwie blondynki do taksówki, która zapewne czekała już na zewnątrz.
— Widzę, że trochę zabalowały — usłyszał za sobą.
— Mhm — mruknął zdenerwowany.
 — Pomóc ci?
— Znamy się? — Podniósł jedną brew do góry, odwracając się w stronę chłopaka.
— Jestem Louis. — Podał mu rękę, którą uścisnął krótko. — Teraz już tak.
— Dobra. — Westchnął, wiedząc, że sam sobie z nimi nie poradzi. — Możesz zająć się…
— Ellie — dokończył za niego, a brunet powstrzymał się przed powiedzeniem jakiegoś głupiego komentarza.
— Okej — mruknął, po czym wziął Jane na ręce.
Louis uniósł drugą blondynkę, która zaraz po tym, jak zawisła w górze, objęła dłońmi kark chłopaka i odetchnęła głęboko. Tomlinson uśmiechnął się, widząc jej spokojną twarz i uświadomił sobie ile już stracił… 


Rozdział rozpoczyna cudowny cytat, który znalazłam całkiem przypadkiem. Jak wam się podoba jedenastka? Starałam się, by rozdział wyszedł dłuższy, niż zwykle i myślę, że udało mi się, jako tako. Najbardziej zależy mi na waszej ocenie, więc napiszcie w komentarzu, jak wam się podobało :) Dziękuje za tyle wyświetleń! Pozdrawiam serdecznie ;*

2 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział! Louis coś stracił? No w sumie Ellie to świetna dziewczyna. A może jeszcze nie wszystko stracone? ;)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi z rodziną Ellie i rodziną Lou i dlaczego dziewczyna nic nie pamięta skoro najwidoczniej on tak....Czyżby miała jakiś wypadek i straciła pamięć?
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję