Beta: Aranel
Czy w takim razie szczęście jest tylko stanem umysłu? Czy to my sami tworzymy problemy albo źle radzimy sobie z tymi, które mamy?
Jęknęła cicho w poduszkę, czując, jak jej głowa
pulsuje od bólu. Przekręciła się na plecy, wciąż nie otwierając oczu. Usłyszała
głośne mruknięcie, przez co momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej. Nie
było to dobre dla jej głowy, która zaczęła boleć jeszcze bardziej. Rozejrzała
się wokół, dostrzegając Jane na łóżku pod ścianą i jakiegoś chłopaka obok
siebie. Zaraz co? Przyjrzała się mu dokładniej i dopiero po chwili przypomniała
sobie, kim był owy człowiek. Ethan, z lekko otwartą buzią i ręką, zwisającą z
łóżka wyglądał dość dziecinnie i bardzo zabawnie. Pokręciła głową, chichocząc
pod nosem.
Zdała sobie jednak sprawę, że nie wiedziała,
gdzie aktualnie przebywała. W niczym nie przypominało to jej sypialni ani
żadnego pokoju w domu. Nie miała zielonego pojęcia, w, jaki sposób tu dotarła,
co robi tu Ethan i dlaczego Jane spadła z łóżka. Chwila.
Blondynka leżała teraz na podłodze z otwartymi
oczami. Brunet, który obudził się dosłownie przed chwilą, przez dość głośny
upadek dziewczyny, nie wiedział co się dzieje. Rozglądał się po pokoju,
szukając tego, co spowodowało jego przebudzenie. Spojrzał na Jane i zaczął się
śmiać, co nie uszło jej uwadze. Chwyciła poduszkę, leżącą blisko niej i z całej
siły rzuciła nią w chłopaka. Jasiek wylądował na jego twarzy, a następnie na
podłodze. Ethan pokręcił głową z politowaniem, w między czasie sięgając po
poduszkę. Dziewczyna ziewnęła w momencie, gdy chłopak zamachnął się, celując w
jej głowę. Spojrzała na niego morderczym wzrokiem, na co on wzruszył tylko
ramionami. Ellie śmiała się po cichu, nie chcąc przerywać im ‘zabawy’.
— Dlaczego nie zabroniłaś mu tego zrobić? —
Skierowała to pytanie do blondynki.
— Może dlatego, że wolałam się z was trochę
pośmiać. — Uśmiechnęła się do niej, przez co i ona dostała w twarz poduszką. —
No wiesz co?
— Jestem głodna — mruknęła, zupełnie ignorując
dziewczynę.
— W sumie, to ja też trochę. — Chwyciła się za
brzuch ze smutną miną.
— Tak w ogóle, to gdzie jesteśmy? — spytała, a
Ellie dziękowała jej za to.
— W hotelu— odpowiedział Ethan.
— Nie wyjechaliśmy jeszcze z Londynu, prawda? —
spytała zdenerwowana i podeszła do okna.
— Jesteśmy w hotelu, w którym zatrzymaliśmy się
na kilka dni, by ci nie przeszkadzać. — Wzruszył ramionami chłopak.
— Nie przeszkadzalibyście. — Uśmiechnęła się. —
A reszta?
— Co „reszta”?
— Gdzie są? — Wywróciła oczami.
— Tam. — Wskazał głową na drzwi naprzeciwko i
ziewnął.
— Może zrobimy im jakąś fajną pobudkę, co wy na
to? — zaproponowała Jane.
— Jestem za.
— Ellie?
— To co robimy? — zgodziła się.
— Standardowo, co Ethan? — Podniosła jedną brew
ku górze, na co chłopak przytaknął. — Więc, gdzie jest łazienka.
— Chodźcie.
Jak najciszej wstał z łóżka i zaprowadził je do
toalety. Znalazł trzy, całkiem duże kubki, do których wlał zimną wodę, po czym wraz
z blondynkami ruszyli w stronę pokoju, w którym znajdowała się reszta
przyjaciół. Otworzyli powoli drzwi, a każdy ustawił się przy łóżku i dopiero na
odpowiedni sygnał, przechylili naczynia, wylewając całą zawartość na twarze
śpiących. Najszybciej zareagowała Ruby, która wstała z materaca, piszcząc, Mary
zaraz po niej, natomiast Charlie uchylił tylko jedno oko i patrzył się na Ethana,
który nie był wcale zdziwiony jego zachowaniem. Machnął ręką, podając mu kubek
i wychodząc z pokoju.
— Co to do cholery było? — Ruby była lekko
mówiąc — wkurzona.
— Pobudka! — Zaśmiała się Jane.
— Co ja ci człowieku w życiu złego zrobiłam, co?
— W zasadzie, to…
— Nie kończ. — Zaśmiała się, a blondynka razem z
nią.
— Musimy pójść coś zjeść, bo jestem naprawdę
głodna — dodała.
— Przydałoby się jakieś śniadanie — przyznała
jej rację, już nie zdenerwowana, czerwono włosa. Planowała tylko, jak się
zemścić.
— Bufet na dole, więc na co czekamy?
— Ale pójdziemy tam tak? — spytała Ellie,
wskazując na swoją sukienkę.
— Jeżeli chcesz mogę dać ci coś do przebrania —
powiedziała Ruby, pochylając się nad walizką i wyjmując z niej jeansy oraz
koszulkę. — Spodnie mogą być trochę za duże, ale nie będzie aż tak źle.
— Dziękuje. — Uśmiechnęła się i poszła w
łazienki, w której założyła czyste ubrania i doszła do nich w momencie, w
którym wychodzili z pokoju.
Zjechali windą na najniższe piętro, w
międzyczasie rozmawiając z chłopakami, o tym, co wydarzyło się wczoraj.
Naprawdę, żadna z nich nic nie pamiętała. Weszli do sali, w której przebywało
już kilka osób. Przywitali się i poszli w stronę bufetu, by wybrać sobie
śniadanie.
***
— Chyba na nas już czas, co Ellie? — zwróciła
się do dziewczyny.
— Co? Zostańcie jeszcze — zaprotestowała Ruby.
— I tak się zasiedziałyśmy — odparła blondynka,
wstając z łóżka. — Jutro szkoła. — Na jej twarz wkradł się grymas.
— Mi to nie przeszkadza, naprawdę. — Położyła
dłoń na jej ramieniu.
— Chciałabym zostać, ale… muszę już wracać, sami
wiecie dlaczego, przepraszam. —
Westchnęła.
— Kiedy zamierzasz nas odwiedzić?
— Nie mam teraz do tego głowy, być może za
miesiąc, dwa. Na pewno niedługo.
— Koniecznie weź ze sobą Ellie. — Uśmiechnęła
się i przytuliła Jane.
— Jeśli będzie chciała, to oczywiście. — Odwzajemniła
uścisk z większą siłą.
— Co ja bez ciebie zrobię? — Westchnęła.
— Poradzisz sobie, wiem to — mruknęła w jej
włosy.
— Nie lubię się żegnać. — Wzruszyła ramionami, a
jej oczy lekko się zaszkliły. — Naprawdę, tego nienawidzę.
Nie chciała ponownie opuszczać Jane. Znały się
od małego i od tamtych czasów były niemalże nierozłączne. Ruby nie chciała, by
blondynka widziała, jak płacze, przecież była pewna siebie i nic nie powinno
jej rozczulać. Nie tym razem. Powstrzymywała łzy przed wypłynięciem, tak
naprawdę, tylko Charlie wiedział, jak czuła się teraz czerwono włosa.
Podszedł do niej i objął w tali, uśmiechając się
do niej smutno. Mu też było przykro, z każdym z nich był bardzo zżyty i nie
wyobrażał sobie, że Jane może gdziekolwiek wyjechać. Nikt, prócz niego, nie
widział radości w oczach Ruby, gdy oznajmił jej, że pojadą do Londynu. Była
wtedy taka szczęśliwa, bo nareszcie mogła zobaczyć przyjaciółkę, a to było dla
niej najważniejsze, by chociaż przez chwilę z nią pobyć. To wszystko.
— Ellie, nie mamy jeszcze twojego numeru. —
Ethan postanowił przerwać tą niezręczną ciszę.
— Um. — Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś
kartki, na której mogłaby go zapisać. — Masz może kartkę i coś do pisania?
— Mam długopis. — Podał jej przedmiot. — Ale
kartki nie.
Blondynka pomyślała przez chwilę. Podniosła rękę
chłopaka do góry i napisała na niej swój numer. Uśmiechnęła się do niego i
oddała długopis.
— Kreatywne — stwierdziła Ruby.
— Zobaczymy się za niedługo? — zapytała Jane.
— Oczywiście, ale tym razem ty przyjeżdżasz do
Glasgow.
— Co tylko chcesz. — Mrugnęła do niej. —To… Cześć
— Pomachała im i razem z Ellie opuściły pokój hotelowy.
Po policzku Ruby spłynęła jedna łza, a zaraz potem
kolejna i kolejna. Uśmiech jednak nie znikał z jej twarzy, bo wiedziała, że
Jane nie zapomni o niej. Działało to w obie strony.
***
Blondynka wysiadła z taksówki, dziękując
mężczyźnie za pomoc. Przeszła przez furtkę i znalazła się w domu. O dziwo,
drzwi były otwarte. Gdy zdejmowała buty, poczuła, jak ktoś przytula ją mocno do
siebie.
— Dziecko, gdzie ty byłaś całą noc. Nawet
dodzwonić się do ciebie nie mogłam — usłyszała ciotkę, która wciąż nie
wypuszczała jej z uścisku.
— Napisałam tobie, że prawdopodobnie wrócę
dopiero nad ranem. — Odsunęła się od niej nieznacznie.
— Co nie zwalnia cię, z wysłania do mnie chociaż
jednego smsa.
— Zapomniałaś już, że mam osiemnaście lat?
— A, więc jesteś już tak dorosła, że możesz
robić wszystko, co ci się podoba?
— Ja…
Jeden głupi sms, że wszystko jest okej. Może
wtedy zasnęłabym spokojnie. — Westchnęła. — Ellie, martwię się o ciebie.
— Nic mi nie jest, widzisz? Jestem cała. Idę do
siebie — burknęła, ruszając w stronę schodów.
— Nie skończyłam jeszcze.
— Ale ja tak — powiedziała stanowczo.
— Dlaczego taka jesteś? Zmieniasz się. Nie
rozmawiasz ze mną, wręcz unikasz. Nie wiem, co zrobiłam nie tak. — Pokręciła
głową.
— Kłamstwa, jednak nie są najlepszym
rozwiązaniem, co? — palnęła, nim zdążyła ugryźć się w język.
— O czym mówisz? — Jej serce biło, jak oszalałe
i miała wrażenie, że dziewczyna też to słyszała.
— Dobrze wiesz o czym mówię! — Podniosła głos. —
Jesteś taka sama, jak moja matka — warknęła.
— Ellie, naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
— Imię Jay coś ci mówi? — Była zła, bardzo zła. —
A data: dwudziesty czwarty marca przypomina ci o czymś? Dlaczego to ja wiem
najmniej o swoim życiu, co? — Wręcz wyszeptała ostatnie zdanie.
— Skąd o tym wiesz? — spytała, na co dziewczyna
prychnęła głośno.
— Zamiast mi wszystko wytłumaczyć, pytasz skąd
to wiem? Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Myślałam, że chociaż tobie mogę zaufać
i być pewna, że mnie nie zawiedziesz. I wiesz co? Bardzo się pomyliłam.
— Ellie…
— Zawiodłyście mnie. I ty i matka. Wszyscy. I
gdyby nie ta kobieta, to z pewnością dalej bym ci wierzyła. Nie tym razem.
Przez osiem lat mnie okłamywałyście. Nie zasługiwałam na prawdę?
— To nie tak…
— Nie chcę już z tobą o tym rozmawiać, skąd mam
wiedzieć, że znowu nie zaczniesz ściemniać? Już ci nie wierzę.
— Musisz mnie wysłuchać, Ellie — powiedziała błagalnie.
Dziewczyna pokręciła głową i pobiegła prosto do
swojego pokoju. Ten dzień zapowiadał się całkiem dobrze, jednak Katy musiała to
popsuć. Blondynka nie żałowała swoich słów, no może trochę. Nie chciała kłócić
się z ciotką, ale nie mogła też jej przebaczyć tak od razu. Przecież mogła
powiedzieć jej prawdę, wolała dowiedzieć się o tym wcześniej, niż osiem lat
później. Dwudziesty czwarty marca. Wiedziała o tym tylko tyle, ile usłyszała od
Katy i Jay, oczywiście, podczas podsłuchiwania ich. No tak, to, co zrobiła
Ellie nie było też dobrym rozwiązaniem, jednak one też nie były bez winy,
prawda?
Planowała nie wychodzić ze swojej sypialni przez
resztę dnia. Jedzenie przecież nie jest tak ważne. Obędzie się i bez tego.
Starała się nie myśleć o tej rozmowie, próbowała zastąpić swoje myśli czymś
przyjemniejszym. Wczorajsze spotkanie było całkiem przyjemne.
***
Katy patrzyła tylko, jak blondynka odchodzi.
Wiedziała, że ją straciła. Żałowała, bo nie powiedziała jej prawdy. Próbowała się
jednak usprawiedliwić. Jak miała wytłumaczyć jedenastoletniemu dziecku, że miało
bardzo ciężki wypadek, którego mogło nie przeżyć, że nie pamiętało, co się
działo z nim wcześniej? Co miała wtedy zrobić? Nie chciała sprzeciwiać się
siostrze, która kategorycznie zabraniała jej powiedzieć Ellie o tym wszystkim.
Była jej córką, o którą dbała, a przynajmniej starała się dbać. Była jej matką
i to ona decydowała o jej życiu, choć nie miały i nie mają zbyt dobrego
kontaktu. Kiedyś blondynka nie rozumiała, dlaczego mieszka z ciocią, a nie z
mamą. Kiedyś wierzyła we wszystko to, co jej mówiono…
***
Jane wysiadła z taksówki i udała się prosto do
swojego domu. Zdjęła buty i poszła do kuchni, w celu napicia się wody. Głowa
wciąż ją bolała. Chwyciła butelkę i wzięła kilka większych łyków. Odstawiła ją
na miejsce, po czym usiadła na blacie, machając nogami w powietrzu. Zamknęła
oczy, chcąc uspokoić się na moment. Przez całą drogę myślała o Ruby, o tym w
jakim stanie ją zobaczyła. Zobaczyła to zupełnie przez przypadek…
Kiedy znalazła się
wewnątrz windy, przypomniało jej się, że nie pożegnała się z Ethanem. Nie
chciała wyjechać bez, choćby, zamienienia ze sobą kilku słów. Powiedziała o tym
Ellie i jak najszybciej pobiegła do pokoju. Drzwi były lekko uchylone, więc
wszystkie głosy stamtąd docierały do niej.
— Po co jechała do tego
cholernego Londynu. Nie miała przecież tak źle w Glasgow, prawda?? — mówiła
Ruby, pociągając przy tym nosem.
— Wiesz, że to nie od
niej zależało, gdzie zostanie.
— Przecież ma już te
osiemnaście lat i może sama decydować o sobie.
— Ty też chciałabyś być
blisko z rodzicami, gdyby wyjeżdżali gdziekolwiek. Wiesz, że pani Simpson jest
chora, a Jane chciała z nią spędzić, jak najwięcej czasu, póki jeszcze może.
— Wiem, ale... ja tak bardzo
za nią tęsknię, jest moją przyjaciółką, prawie, że siostrą. Gdybym mogła to
zamieszkałabym tu, ale... w Glasgow mam wszystko i nie wiem, czy dałabym radę
wszystkich opuszczać. — Załkała.
— Teraz wiesz, co czuła
Jane, gdy wyjeżdżała...
Szybko zrezygnowała z
wejścia do środka i wróciła do Ellie, której, oczywiście, wszystko
opowiedziała.
Było jej naprawdę przykro. Ruby płakała i to z jej powodu. Czuła się naprawdę źle, ponieważ
nie mogła nic zrobić, by temu zaradzić. Owszem, chciała wrócić do poprzedniego
miasta, jednak nie chciała też opuszczać mamy. Z drugiej strony, zdążyła już zaklimatyzować
się tutaj i całkiem jej się tu podobało. Była rozdarta.
— O, wróciłaś — usłyszała oschły ton ojca, który
towarzyszył jej już od dłuższego czasu.
— Owszem — odparła, utrzymując z nim kontakt
wzrokowy. — Gdzie mama?
— Teraz się interesujesz?
— Słucham?
— Mam powtórzyć?
— Wiesz, że przyjechałam tutaj tylko ze względu
na nią. Jak możesz w ogóle tak mówić?
— Jane, nie chciałem żebyś wychodziła wczoraj
wieczorem, nie posłuchałaś mnie.
— Dlaczego nie chciałeś? Jestem dorosła, tato.
— Mama czuła się wczoraj trochę gorzej i...
— Gdzie ona jest? — zapytała wystraszona.
— W szpitalu.
Cześć! No i mamy rozdział dwunasty? Jak wam się podoba? Mam dla was pewną informację, od teraz, rozdziały będą pojawiały się co tydzień w piątki, ze względu na bardzo napięty grafik w tygodniu. Nie dośćże chodzę na korki z matematyki i angielskiego, to jeszcze zapisałam się do drużyny piłki nożnej. Od czegoś trzeba zacząć, prawda? A wy co robicie w wolnym czasie, trenujecie coś? Miłego dnia ;*
Hej, świetny rozdział :) Tylko trochę smutno mi było jak Jane musiała żegnać się z przyjaciółmi :( Ja bym chyba nie potrafiła się rozstać ze swoimi... Mam nadzieję,że z jej mamą będzie dobrze. I jeszcze ta sprawa z Ellie. To nie fair, że tak wiele rzeczy z jej życia było przed nią ukrywanych..
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Smutny ale powoli wszystko się wyjaśnia..
OdpowiedzUsuńCzekam na next!