3.19.2015

Rozdział 13



Beta: Aranel


W życiu stale szukamy wytłumaczenia. Marnujemy czas, usiłując się dowiedzieć dlaczego. Ale czasami nie ma żadnego dlaczego. I jakkolwiek smutno, by to brzmiało, do tego właśnie sprowadza się całe wytłumaczenie.


Przetarł oczy piąstkami, ziewając cicho. Rozejrzał się po pokoju, nim zeskoczył z łóżka i wyszedł z sypialni. Czuł się źle; bolała go głowa, zapewne miał gorączkę i dość głośno kasłał. Był pewien, że jest chory, jednak nie chciał przyjmować tego do wiadomości. Obiecał bliźniaczkom, że zabierze je na miasto i oprowadzi po okolicy, ponieważ nie znały Londynu tak dobrze, jak on. Chciał dotrzymać obietnicy, więc próbował udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, choć nie było.
W momencie, gdy do kuchni weszła Katy, przybrał na twarz lekki uśmiech, by nie wzbudzać zbędnych podejrzeń. Nagle poczuł, jak robi mu się zimno, zaczął się trząść i stukać zębami. Kobieta spojrzała na niego z podniesioną brwią, po czym podeszła do niego i przyłożyła dłoń do czoła Oscara.
— Ktoś tu jest chory. — Westchnęła, bo naprawdę nie miała ochoty na dodatkowe problemy. — Będę musiała wziąć wolne, bez tego się raczej nie obędzie. — dodała. — A teraz idź do salonu, zaraz przygotuję ci miejsce do leżenia.
— Ale mamo — zaczął chłopiec. — Umówiłem się już z Daisy i Phoebe na zwiedzanie Londynu. Nie możesz mi tego zrobić — powiedział z wyrzutem.
— Chyba nie chcesz, żeby i one zachorowały, prawda? Lepiej będzie, jeśli wyleczysz się teraz, niż później. Przeziębienie zawsze może zamienić się w coś gorszego.
— Mogę chociaż do nich zadzwonić? — zapytał smutno.
— Oczywiście, a teraz pod kołdrę. — Zaśmiała się i przykryła go pierzyną.
Poczochrała jego włosy, nim wyszła z salonu. Gdy znalazła się w kuchni, wyjęła telefon z torebki i zadzwoniła do pracy, by wyjaśnić powód jej dzisiejszej nieobecności. Z lekkim uśmiechem odłożyła komórkę na stół i zabrała się za przygotowanie śniadania. Spojrzała na zegarek, który wskazywał już siódmą dwadzieścia. Niewiele myśląc poszła do pokoju Ellie w celu obudzenia jej. Przecież nie mogła spóźnić się do szkoły.
Otworzyła drzwi i weszła do środka. Blondynka leżała w łóżku zakopana pod kołdrą. Katy usiadła na materacu naprzeciwko dziewczyny i pogłaskała jej włosy. Nie wiedziała czy powinna tu przychodzić po wczorajszej rozmowie. Przełknęła ślinę i powiedziała:
— Ellie, wstawaj, spóźnisz się do szkoły — mówiła nieco głośniej, co szybko poskutkowało.
Osiemnastolatka otworzyła oczy, mrużąc je z powodu promieni słońca, przenikających przez niezasłonięte rolety. Kątem oka zerknęła na zegarek i w jednym momencie poderwała się z łóżka. Kobieta, nie spodziewając się tak gwałtownej reakcji, odskoczyła na bok. Patrzyła na zdenerwowaną blondynkę, która biegała po pokoju, jak szalona. Postanowiła zostawić ją samą, by zdążyła się przygotować.
Oscar oglądał bajki w salonie i nie zwracał uwagi na całą resztę otoczenia. W sumie, to Katy pasowało, ponieważ chłopak miał zajęcie i nie wymagał tak dużej uwagi.
Kiedy weszła do kuchni, dokończyła robić śniadanie i zaniosła je synowi. Minęła się z Ellie, która nawet nie zwróciła na nią uwagi. Było jej z tym naprawdę źle i z każdą upływającą minutą żałowała coraz bardziej. Przecież mogła nie kłamać i powiedzieć prawdę, może wtedy nie byłoby tak, jak jest teraz.
Wróciła się do kuchni, gdzie zastała blondynkę, siedzącą przy stole. Gdy zobaczyła ciotkę miała ochotę wyjść, jednak ta powstrzymała ją i usiadła naprzeciwko.
— Nie możesz mnie ignorować w nieskończoność — zaczęła.
— Jednak mogę — mruknęła.
 — Żałuję tego, naprawdę. Musisz zrozumieć, że było to dla mnie bardzo trudne i nie potrafiłam postąpić inaczej.
— Mogłaś, wybrałaś tylko inną drogę, tą łatwiejszą, jaką jest kłamstwo.
— Ellie, powiedz mi, co zrobiłabyś na moim miejscu? — zapytała, przekrzywiając głowę.
— To co powinnaś zrobić ty — powiedziałabym prawdę. Naprawdę nie rozumiem, po co poruszasz ten temat. Powiedziałam ci już wszystko to, co chciałam powiedzieć wczoraj. Dalsze rozmowy z tym związane są bez sensu. — Wstała od stołu i wyszła z domu.
Katy miała trochę czasu, by przemyśleć kilka istotnych spraw…


— Co chciałabyś dzisiaj robić? — usłyszała pytanie.
— Pójść do zoo albo do wesołego miasteczka albo na lody albo… — wymieniała, jednak przerwał jej ten sam głos.
— Kochanie, byłyśmy w zoo niecały tydzień temu, naprawdę chcesz znowu oglądać te same zwierzątka?
— Tak! — pisnęła wesoło. — Uwielbiam lwy, są prawie tak odważne, jak ja! — stwierdziła, a w samochodzie rozszedł się głośny śmiech. — Dlaczego się śmiejesz? Przecież jestem odważna. — Naburmuszona założyła ręce na wysokości klatki piersiowej.
— Nie powiedziałam, że nie jesteś. Jesteś bardzo odważna skarbie. — Biło od niej bardzo znajome ciepło i dziewczynka nie potrafiła się już dłużej gniewać. — Czyli jedziemy do zoo? — zapytała, znając już odpowiedź blondynki.
— Tak, tak! — ucieszyła się.

Poderwała się z łóżka, próbując zapanować nad oddechem i zbyt szybkim biciem serca. Przetarła czoło dłonią, czując, że jest ono mokre. Odgarnęła włosy z twarzy i odetchnęła głęboko, by ostatecznie się uspokoić. To znowu się działo. Myślała, że ma to za sobą i sen, który powtarzał się bardzo często, nie będzie jej już więcej nawiedzać. Bardzo się pomyliła.
Mimo, że przeżywała ten sen wiele razy wciąż nie mogła zauważyć twarzy osoby obok siebie. Wiedziała tylko tyle, że była to kobieta i, jak widać, bardzo jej znajoma. Odkąd pierwszy raz ta scena pojawiła się w jej głowie, zastanawiała się nad jej sensem. Przecież nie rozmawiałaby w ten sposób z kimś nieznajomym, to na pewno musiał być ktoś, kto znał ją bardzo dobrze. Tylko kim mogła być ta osoba?
Zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki, gdzie odświeżyła się i wróciła do sypialni. Nie mogła pozbyć się z głowy snu, który dręczył ją zaledwie kilkanaście minut temu. Pamiętała, że często po obudzeniu się, była zdenerwowana i nie potrafiła się na niczym skupić. Tak też było i tym razem. Blondynka wyjęła z szafy byle jakie ubranie, po czym założyła je na siebie i wyszła z pokoju. Nie miała pojęcia, w jaki sposób uda jej się przeżyć ten dzień. Była naprawdę zestresowana.
Minęła się z ciotką i, jak zauważyła, Oscar leżał w salonie przykryty kołdrą i kilkoma kocami. Czyli jest chory — pomyślała. Katy zawsze o niego dbała, a jej opiekuńczość sięgała tego najwyższego stopnie właśnie wtedy, gdy widziała u niego oznaki choroby. Ellie naprawdę chciała mieć taką matkę, która zajmowałaby się nią, nawet, gdyby nie była chora. Jak na razie, były to tylko jej marzenia.
Nie miała ochoty na śniadanie, więc wzięła ze sobą jedynie jabłko. Usiadła jeszcze przez chwilę przy stole w momencie, gdy do kuchni weszła brunetka. Oczywiście, nie obyło się bez krótkiej i ciężkiej, dla dziewczyny, rozmowy. Nie chciała się z nią kłócić, ale ciężko było jej wybaczyć to wszystko. Nie potrafiła zrobić tego tak od razu.
Zabrała plecak z przedpokoju i wyszła z domu. Zdawała sobie sprawę, że do lekcji pozostawało jej około czterdzieści minut, jednak nie miała ochoty marnować tego czasu na leżenie w łóżku. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, udała się do parku, gdzie zajęła wolną ławkę. Zazwyczaj bywała tu trochę później, więc nieco zdziwiła ją obecność innych osób. Zaczynając od biegaczy, a kończąc na staruszkach, które, jak na swój wiek, przemieszczały się bardzo szybko. Pomimo obecności innych wciąż było cicho, tak, jak było zawsze.
Na końcu uliczki zauważyła jakąś postać; jej wzrok skierowany był właśnie na nią. Kiedy osoba zorientowała się, iż Ellie ją obserwuje, odwróciła się i odbiegła, zostawiając dziewczynę z milionem pytań. Przez chwilę próbowała wmówić sobie, że to tylko jej wyobraźnia, jednak spostrzegła małą kartkę, leżącą na ziemi w miejscu, gdzie wcześniej przebywał nieznajomy bądź nieznajoma. Wstała z ławki i podbiegła w stronę kawałka papieru, po czym podniosła, oglądając go na wszystkie możliwe strony.
Dopiero po dobrych kilku minutach zauważyła niewyraźnie zapisany adres. W momencie ją olśniło. Przecież ten dom znajduje się niedaleko jej! Postanowiła, że po zajęciach przejdzie się po okolicy. Tak po prostu.
— Co robisz tutaj tak wcześnie? — usłyszała za sobą, przez co zatrzęsła się. Nie spodziewała się tu nikogo.
— Um... — zaczęła, jednak nie wiedziała, co ma w tej chwili odpowiedzieć.
— Więc? — Podniósł jedną brew do góry.
— Ja… po prostu miałam ochotę się przejść — palnęła. — A ty?
— Odprowadzałem siostry do szkoły i wolałem iść tędy, niż dookoła miasta — powiedział.
— Aha — mruknęła.
— Jak się czujesz po sobocie? — zapytał, przez co dziewczyna zmrużyła oczy.
— Nie wiem o czym mówisz, Louis.
— Może nie pamiętasz. — Zaśmiał się.
— Co?
— Naprawdę nic sobie nie przypominasz? Nic, a nic? — spytał, na co pokręciła głową. — Spotkaliśmy się w klubie, a potem pomagałem twojemu, przemiłemu, koledze doprowadzić cię do samochodu, wtedy już spałaś.
— Oh, ja nic nie pamiętam. — Zażenowana spuściła głowę.
— To normalne. — Wzruszył ramionami.
— Powiedzmy.
— Szkoda, że nie widziałaś, jak Alice wylądowała na ziemi. — Zaśmiał się, a Ellie, dopiero po chwili, razem z nim.
— Chciałabym to zobaczyć.
— Jakiś chłopak ją popchnął, nie utrzymała równowagi i po chwili leżała na środku parkietu. — Parsknął śmiechem.
Blondynka usiadła z powrotem na ławce, tym razem obok Louisa, który chwytał to nowe tematy, byleby utrzymać rozmowę. Dziewczyna mogła stwierdzić, że mu się udało.
— Myślę, że musimy iść. — Przerwała chłopakowi, podczas gdy ten wygłaszał swoje poglądy na temat zdrowej żywności. — Za piętnaście minut mamy chemie.
— Jak ten czas szybko zleciał — mruknął pod nosem, myśląc, że Ellie nie usłyszała.
Kiedy dotarli na dziedziniec liceum, Louis został ‘porwany’ przez Josha i pociągnięty w stronę całkiem dużej grupy nastolatków, która znajdowała się niedaleko wejścia do budynku. Posłał jej przepraszające spojrzenie, po czym zniknął w tłumie. Westchnęła cicho, nim weszła do szkoły. Udała się w stronę szafek i wyjęła potrzebne książki. Usiadła pod klasą, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
Brak obecności Jane bardzo jej doskwierał. Blondynka, odkąd się znały, przychodziła tutaj znacznie wcześniej, niż ona i czekała na Ellie. Nie było jej, gdy zadzwonił dzwonek, więc dziewczyna wyjęła telefon i napisała do niej krótką wiadomość, a następnie schowała go na miejsce. Przez resztę dnia Jane nie pojawiła się w szkole i nie odpisała na żadnego sms—a osiemnastolatki. Dziewczyna była naprawdę zmartwiona…

Jane od rana biegała po domu w celu zabrania wszystkich potrzebnych jej rzeczy. Była bardzo przygnębiona i rozbita. Po wczorajszej wiadomości od ojca, który nie zezwolił jej jechać do matki, nie zasnęła nawet na moment. Siedziała w swojej sypialni, wspominając wszystkie chwile z nią spędzone i z każdą chwilą wylewała coraz więcej łez. Nie chciała, by odeszła, sam brak jej w domu bardzo odczuwała, a co dopiero, gdy była na drugim końcu miasta w szpitalu. Gdyby mogła, nie poszłaby do klubu, nie zostawiła jej, jednak nie mogła cofnąć czasu. Co się stało, to się nie odstanie.
Ojciec Jane, zaledwie pięć minut temu, oznajmił jej, iż wybiera się do Sarah. Oczywiście, skomentowała to kilkoma brzydkimi słowami, które miała nadzieję, że usłyszał. Spakowała wszystkie potrzebne rzeczy i wyszła z domu, zamykając drzwi na klucz. Wsiadła do samochodu, nim pojawił się Arthur. Odpalił auto, chcąc jak najszybciej dotrzeć do szpitala.
Może nie okazywał tego córce, jednak naprawdę martwił się o żonę. Bał się, że gdy jej zabraknie, nie poradzi sobie już w niczym i zostanie sam do końca swojego, trzeba dodać — marnego, życia. To ona rozjaśniała jego dzień, kiedy miał ochotę rzucić wszystko w cholerę, to ona go pocieszała, to ona go kochała, a on kochał ją. Wiedział, że Sarah nie zostało za wiele czasu i, dlatego nie chciał, by Jane często opuszczała dom. Zdawał sobie sprawę, iż jego córka i żona były ze sobą silnie związane i nie chciał sobie nawet wyobrażać rozpaczy blondynki. Odkąd dowiedział się, że kobieta jest chora, starał się, jak tylko mógł, by często być w domu i po prostu spędzać z nią czas, którego wciąż brakowało. Nie chciał stracić kogoś, kogo kochał.
W jego oczach zbierało się coraz więcej łez, którym nie pozwalał wypłynąć. Nie chciał, by ktokolwiek widział, jak płacze. Był żałosny i dobrze to wiedział, zależało mu tylko na tym, aby inni nie byli tego świadomi. Dla niego było to już zdecydowanie za dużo.
W momencie, gdy zaparkował, jako pierwsza z samochodu wysiadła Jane i czym prędzej pobiegła do szpitala. Mężczyzna trzasnął drzwiami, mając ochotę się na czymś wyżyć. Wziął kilka głębszych oddechów i wszedł do środka, gdzie przy recepcji zauważył córkę, kłócącą się z pielęgniarką.
— Nie mogę udzielić panience żadnych informacji — powiedziała kobieta, odwracając się do niej tyłem.
— To moja matka! Dlaczego nie może pani tego zrozumieć! — Podniosła głos.
— Przykro mi, taki regulamin. — Wzruszyła ramionami.
— To jakieś kpiny! Trudno, sama ją znajdę. — Ruszyła z miejsca, chcąc iść w stronę sal, jednak pielęgniarka ją powstrzymała.
— Za chwilę wezwę ochronę, jeśli się nie uspokoisz — odparła, trzymając jej ramię.
— Tato — pisnęła, widząc Arthura.
— Spokojnie, pani Nelson, to moja córka — powiedział, mierząc ją uważnie wzrokiem.
— Um, nie miałam pojęcia. — Spuściła głowę i odeszła.
— Nie miała pojęcia — prychnęła dziewczyna.
— Chodź już. — Chwycił jej dłoń i poprowadził w stronę sali, gdzie znajdowała się Sarah.
Zapukał, nim wszedł do środka. Jane w ekspresowym tempie znalazła się przy matce. Zauważył, jak po jej policzkach spływają łzy, jedna po drugiej. Sam czuł, że już dłużej nie wytrzyma, więc wyszedł po cichu z pomieszczenia. Usiadł na plastikowym krzesełku, schował twarz w dłonie, a z jego ust wydobył się głośny szloch. Nie chciał końca… 
Kurde! (Niezbyt miłe powitanie). Coraz mniej czasu na pisanie rozdziałów, ledwo się dziś wyrobiłam. Postaram się napisać kolejny weekend, ale, jak na razie, nie idzie mi to za dobrze. Przepraszam was, jeśli rozdział pojawi się z jakimś opóźnieniem. Chyba za dużo na siebie wzięłam (znowu) i mam za mało czasu wolnego. Oby coś się poprawiło, bo jeśli nie, to z blogiem będzie kiepsko...

3 komentarze:

  1. Biedna Jane :( Szkoda mi jej mamy, mam nadzieję, że nie umrze.
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawi Cię, co się stanie, gdy jeden czyn zaważy na życiu młodego człowieka? Jedno wydarzenie może zmienić wszystko na gorsze. Jeśli tak, koniecznie musisz odwiedzić Zastępcę (wystarczy kliknięcie na tytuł, żeby przenieść się na odpowiednią stronę). Jest to opowiadanie, w którym przeważają sceny przepełnione krwią, ale zdarzają się również inne wzloty. Nic tu nie jest tak, jak powinno być. Ludzie znikają, umierają lub odchodzą, ale zastępca zostaje do samego końca.
    Serdecznie zapraszam,
    dajmond

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Akcja

Obserwuję Nie Spamuję